piątek, 2 września 2011

Galaretki porzeczkowe... wspomnienie kryzysowego dzieciństwa

Niektórzy z Was pamiętają zapewne puste półki w sklepach i kilometrowe kolejki po wszystko. Nie dokładnie pamiętam, czy to było w tamtym okresie. Może trochę wcześniej. Może trochę później. W każdym razie był okres, kiedy w sklepach SAM można było kupić takie galaretki-cukierki. Chemia w czystej postaci. Słodkie to było niemiłosiernie. Smak, pomimo różnych, zabójczych kolorków, miało ten sam. Podejrzewam, że świeciło w ciemności. Nigdy nie mogłam sprawdzić, bo zawsze te chemiczne smakołyki znikały z szybkością światła.
Kiedyś, nie pamiętam już gdzie ani dokładnie kiedy, trafiliśmy z Ptit Suisse’m na takie cudo w jakimś warszawskim sklepie. Mojemu mężowi zaświeciły się oczy:
- Lubisz? – zapytał.
- No pewnie! To całe moje dzieciństwo!
- Moje też!
Nie specjalnie chciało mi się wierzyć, że dzieci w krajach kapitalistycznych też takie cuda jadały i lubiły. Najwidoczniej jednak w tej dziedzinie nie było, nie ma i nie będzie granic. Najważniejsze, żeby było niemiłosiernie słodkie ;)
Przez kilka lat pracowałam niedaleko cukierni, która wyrabia takie galaretki-cukierki. Niebo w gębie. Nie miały nic wspólnego z tymi kupowanymi przed laty. Tutaj prawdziwe owoce grały pierwsze skrzypce. Musiałam się powstrzymywać, żeby codziennie do nich nie zaglądać... Moje ulubione to galaretki z czarnej porzeczki. Biły wszystkie inne na głowę!


Galaretki porzeczkowe* – z poddanych proporcji wychodzi około 100 galaretek-cukierków:
2 kg czarnej porzeczki
400 ml wody
sok z jabłek - około 650 ml
cukier**– około 2.5 kg

Przygotowanie:
Owoce dokładnie. Porzeczki opłukać i pozbawić ogonków. Wrzucić do garnka i zalać wodą. Zagotować. Gotować na silnym ogni około 5-7 min, aż owoce zaczną się pękać. Przykryć i zostawić do ostygnięcia. Przetrzeć przez sitko lub przy pomocy przecieraka do warzyw.
Owoce zważyć i dodać sok z jabłek (1/3 wagi przetartych owoców). Zważyć ponownie i tym razem dodać tyle samo cukru ile ważą owoce wraz z sokiem jabłkowym. Gotować na wolnym ogniu cały czas mieszając (mieszałam od czasu do czasu). Po jakiś 3 godzinach masa owocowa powinna zacząć odstawać od ścianek.
Wyłożyć papierem do pieczenia blachę. Wylać na nią masę porzeczkową. Wygladzić i odstawić do ostygnięcia. Suszyć przez 48 godzin***. Można również suszyć w piekarniku w jak najniższej temperaturze. Wtedy suszenie powinno zająć mniej czasu.
Masa jest gotowa, gdy nie klei się do palca. Kroić delikatnie natłuszczonym nożem. Obtaczać w cukrze. Układać warstwowo w puszcze lub słoiku. Przechowywać w szczelnie zamkniętej puszcze.

*na podstawie przepisu Cristine Ferber, Le Laorousse des Confitures, Ed. Laurousse, 2009
**można użyć cukru żelującego, wtedy gotowanie zajmie zdecydowanie mniej czasu. Gotować według zaleceń producenta.
***suszyłam ponad 2 tygodnie!!! W końcu się wkurzyłam i zaczęłam suszyć w piekarniku z termoobiegiem w temp. 50°C. Radzę Wam od razu tak zrobić.

W ten sam sposób można przegotować galaretki z innych owoców. W tym roku mam jeszcze w planach galaretki z pigwy.

Smacznego!

RECETTE EN FRANÇAIS: Pâte à fruit

31 komentarzy:

  1. To tez moje dziecinstwo! :) Byly na wage, albo pakowane w takie okragle plastikowe pudelko - wygladaly jak plasterki cytrusow. :) Akurat zrobilas moj ulubiony smak - dzis jesli mam ochote na zelki czy galaretki, to wyjadam tylko tez czarnej porzeczki i czerwone (jakikolwiek to smak). :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No i pięknie :) Ja je dalej lubię i to te najbardziej ohydne i najbardziej świecące w ciemnościach :))) Na domiar złego kupiłam wczoraj 100g irysków i wszystkie zżarłam :) Sama. Dawid dostał michałki :)

    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ze mnie to jednak jest gówniara, ani kolejek, ani pustych półek nie pamiętam! Za to cukierkami mojego dzieciństwa, jakich na pewno nie zapomnę są landrynki, które nawet owinięte w papierową torebkę po jakimś czasie zamieniały się w bryłę. Kiedy miało się ochotę na jedną, trzeba było uparcie o nią walczyć i skrobać albo dziobać widelcem, żeby się oderwała. Nie wiem czy ktoś jeszcze zna ten wyrób :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też lubiłem te sztuczne galaretki :-) Teraz mam ochotę na te domowej roboty. Chętnie skorzystam z przepisu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cale wieki juz ich nie jadlam... Kiedys dostawalismy takie galaretki w paczkach pod choinke z zakladu mojego taty :) Pamietam jak raz zoatwilam sobie je "na pozniej". Zrobily sie twarde jak skala. Takie domowe musza byc pyszne. Czarna porzeczka to zdecydowanie moje smaki.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooo uwielbiałam je. Są urocze z tą otoczką z cukru. W domu zawsze był nadmiar porzeczek, a teraz w mojej okolicy porzeczek jak na lekarstwo

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ślinotok... Choć podobnie jak Ty, z oferty sklepowej pamiętam galaretki różniące się jedynie kolorem, bo w smaku były identyczne, ale oraju, jakie pyszne były! Czasami pojawiały się w czekoladowej skorupce i to już był pełen wypas. Należało zębami złuszczyć czekoladę (łatwo schodziła, całymi płatami), a potem wgryźć się w kwaśno-słodki miąższ galaretki.

    Co myślisz o czekoladowym fondue z galaretką na szpikulcu?

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mi się z dzieciństwem kojarzą - choć wtedy akurat porzeczek nie znosiłam. Teraz zjadłabym z zamkniętymi oczami:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chociaż wychowywałam się nieco później, to też uwielbiam takie galaretki. Nawet te niemiłosiernie słodkie ;) A na takie owocowe chętnie bym się skusiła. Koniecznie w opcji z piekarnikiem, bo 2 tygodnie czekania na galaretkę to zbyt wiele... :D

    OdpowiedzUsuń
  10. KAROLINA,
    to Ty taka stara jesteś? Jak ja ;))) Ja pamiętam tylko te w okrągłym pudełku.

    MŁODA,
    za iryskami nigdy nie przepadałam, ale michałki Dawida chętnie bym pożarła ;)

    MARTA,
    no nie da się ukryć... jesteś ;)))
    Z landrynkami od zawsze był ten sam problem. Kleiły się również do zębów :)

    WITEK,
    czyżby to samo pokolenie? ;)
    Polecam, dobre są bardzo. I też cholernie słodkie ;)

    MAJKA,
    ja też, ja też :)
    A ja bardzo lubiłam takie twarde...

    WIOSANNA,
    a no to nie fajnie z tymi porzeczkami. Ale pocieszę Cię, że z innych owoców też można je zrobić:)

    KAJU,
    takich z czekoladą nigdy nie jadłam. Przynajmniej tak mi się wydaje. Pomysł z fondue zabójczy!
    Zastanawiam się właśnie jak je wykorzystać, bo trochę dużo mi ich wyszło... ;)

    ACIRI,
    w takim razie poczęstuj się proszę :)

    FUCHSIA,
    koniecznie z piekarnikiem... gdybym o nich nie zapomniała, to z piekarnika skorzystałabym znacznie wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja tez z tych,co dobrze pamietaja te galaretki.....ech....teraz sie z sentymentem je wspomina,czasem z sentymentu je kupuje bedac w Pl,slodkie to niemilosiernie.....
    Te Twoje biore w ciemno,procz czarnej porzeczki z krzaka biore w ciemno wszystko,co z niej przetwarzane jest....
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie lubiłam tych galaretek, tak jak większości słodyczy :) Ale takie z prawdziwych owoców chętnie bym zjadła!

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedys nie lubilam, bo wstretne to jednak bylo, ale odkad sprobowalam tych tutejszych z prawdziwych owocow... Ostatnio kolezanka poczestowala mnie galaretkami swojej babci z pigwy, to bylo przepyszne. A w ogole to podziwiam, ze ty sie w pâte de fruits bawisz i pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja chyba ich nie kojarzę ze sklepów. Nie pamietam żebym jadła takie galaretki, ale wyglądają tak, ze po prostu ślinka cieknie!
    Wspaniałe.
    Szkoda,że nie mogę się poczęstować ;-)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kolejki pamiętam jak przez mgłę, a może tylko wydaje mi się że coś pamiętam, ale rodzina się do tej pory naparza ze gdy byłam baaardzo mała to uważałam je za nie lada atrakcję i zawsze się upominałam że też chcę iść w kolejkę :D

    Za to galaretki - obiektywnie to one są gorzej niż ohydne, ale do tej pory zdarza mi się zjeść i się oblizać :-)

    A taką porzeczkową to bym niejedną, okrutne to co robisz, takimi galaretkami po oczach gdy porzeczek już brak.. :D

    Uściski wielkie Anoushka :):*

    OdpowiedzUsuń
  16. Żabcia , to i moje dzieciństwo ,ale ja wolałam oranżadę w proszku na sucho , bo potem z 3 dni miałam czerwony jak malina język , i takie mleczne cukierki( do dziś je lubię tylko ,ze nigdzie nie można ich kupić , bo te co są są ohydne ,a nie mleczne)
    a galaretki tez jadłam ,ale 1- 2 wystarczały mi na długiii czas resztę zawsze siostra opędzlowała :D

    ale te twoje musowo są pyszne

    OdpowiedzUsuń
  17. Anoushko, jeśli ty i Karolina pamiętacie tylko te w pudełkach to możecie być jakąś dekadę później urodzone niż ja i W. Bo ja jeszcze pamiętam te galaretki wyłącznie na wagę, dostane okazyjnie, wystane w kolejce i wydzielane sobie po sztuce (przynajmniej takie było założenie).

    Jeszcze nie wiem, z jakich owoców je zrobię (niestety nie z porzeczki), ale zrobię.

    OdpowiedzUsuń
  18. GOSIU,
    o widzę, że kolejna fanka przetworów z czarnej porzeczki :)
    A czarną porzeczkę na surowo jadasz? Dla mnie to hardcore! Zawsze mnie zastanawia jak coś tak obrzydliwego (zapach) robi się tak pyszne po obróbce cieplnej ;)

    HANIU,
    a no właśnie, pamiętam, że ty byłaś bardzo miłym dzieckiem kryzysowym. Nie domagałaś się słodkiego :) Zrobiłam ich tyle, że wcale się nie zdziwią jak zostaną do Sylwestra ;) Na szczęście ze względu na zawartość cukru mają długoletnią przydatność do spożycia :D

    MISS COCO,
    a jakoś tak nie wiedział co zrobić z nadmiarem czasu ;) Wbrew pozorom to jest mało czasochłonny wrób. Najdłuższe jest suszenie.
    Pigwę również mam w tegorocznych planach :)

    MAJANO,
    oczywiście, że możesz ;)

    MONIKO,
    no wiem, wszystko przez to suszenie... a potem mi czasu brakowało na zrobienie wpisu. Poprawię się następnym razem :*

    ALUŚ,
    dziecko polskie potrafi!
    Zupełnie zapomniałam o tej oranżadzie na sucho. To było dopiero rarytas :)))
    Dziękuję :*

    BEE,
    to, że nie pamiętam wcale nie świadczy o moim młodym wieku, wręcz przeciwnie... ;)
    Masz tam u siebie ogromne pole do popisu! Możesz wykorzystać mango (fuj, to dopiero musi być obrzydliwe ;)), cytryny oraz wiele innych. Przepis zawsze ten sam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Najpierw myślałam, że nie pamiętam, ale po obejrzeniu zdjęcia coś zaczęło w umyśle dzwonić. Lepiej jednak pamiętam takie cytrusowe, żółte, pomarańczowe, w plasterkach, sprzedawane na okrągłych tackach - moja Mama je b. lubiła.
    A, suszenie 2 tygodnie mnie przeraziło ;D

    OdpowiedzUsuń
  20. Pustych półek nie pamiętam, ale np. Pewex z Barbie tak, więc nie jest źle ze mną ;)

    Galaretki brzmią, wyglądają, reprezentują sie fantastycznie, Anoushko! I chociaż kupnych szczerze nie cierpię od zawsze, to te wzbudzają we mnie pożądanie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Do galaretek mam mieszane uczucia. Z jednej strony przywołują słodkie wspomniania z dzieciństwa, z drugiej nigdy za nimi nie przepadałam.
    W Quebecu sprzedają je w sklepie z czekoladkami, na wagᶒ. Wyglądają dokładnie tak, jak te, które pamiᶒtam z dzieciństwa-kolorowe w kształcie plasterków cytrusów. Nie miałam odwagi spróbować. Na te Twoje bym siᶒ jednak chᶒtnie skusiła. Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  22. Oczywiście, że pamiętam te galaretki z dzieciństwa. Były w kształcie półksiężyców (cząstek pomarańczy lub cytryny)lub małych sztabek i zawsze otoczone cukrem. Smak SZTUCZNY, że aż strach. W czasie jednej z pierwszych podróży do Francji zauważyłam, że można je kupić w wielu cukierniach od Laduree po maleńkie lokalne. Kupiliśmy je z ciekawości i okazało się, że to zupełnie inny smak, niż ten zapamiętany z dawnych lat. One były zrobione z owoców. Zupełnie jak Twoje. Cieszę się bardzo, że zamieściłaś ten przepis. Koniecznie muszę je zrobić. Myślę o dodaniu świeżo wyciśniętego soku z jabłek, bo taki mam dużo pektyny, a to bardzo pomoże w skróceniu czasu suszenia.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja te galaretki też zawsze bardzo lubiłam, ale nie jadłam ich dużo - najwyraźniej od dzieciństwa miałam opory przed faszerowaniem się chemią ;D Twoje wyglądają megaapetycznie, a ja uwielbiam czarną porzeczkę. Do suszenia przydałby się dehydrator.

    OdpowiedzUsuń
  24. Anoushka, ja niestety pamiętam wszystko: i SAM, i kolejki i wspomniane galaretki. Wolałabym nie pamiętać, ale jakoś zbyt szybko przyszłam na świat. :D I powiem Ci, że sentymentu do galaretek nie pozostało mi ani odrobiny. Nie lubiłam tego ulepku. :D

    OdpowiedzUsuń
  25. PTASIU,
    bo te na tackach były najpopularniejsze :)
    Gdybym wiedziała wcześniej, też bym się przeraziła ;)

    ANIU,
    na szczęście, bo te puste półki to były jednak traumatyczne przeżycia...
    Miło mi :)

    KARO,
    czyli granice nie istnieją... :)
    Nie próbuj. Obrzydliwe to jest strasznie!

    LO,
    jak najbardziej! Sok z jabłek dodaje się właśnie z powodu wysokiej zwartości pektyny. Zresztą porzeczki też jej mają bardzo dużo, więc zupełnie nie mam pojęcia dlaczego schły przez dwa tygodnie...

    QUINO,
    przydałby się:)

    MAŁGOŚ,
    no właśnie... czasami fajniej byłoby nie pamiętać ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Stara nie stara, galaretki pamietam, bo krolowaly u babci na urodzinach w latach osiemdziesiatych. :D Mala bylam, ale galaretki mocno zapamietalam. :D Do dzis sie potrafie z lza w oku zatrzymac, jak je widze w Polsce w sklepie (bywaja!), nie kupuje, bo obawiam sie, ze juz nie takie dobre. P.S. Ja tez z opcji Michalkowej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. a ja takich nie jadłam, albo nie pamiętam, ja tylko jadłam produkty czekoladopodobne :-( będę musiała więc koniecznie coś takiego zrobić (mam na myśli takie galaretki)

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie wiem, do jakich sklepow chodzicie, ale w moim parafialnym cytrusowe galaretki "polplasterki" sa zawsze obecne, jak rowniez galaretki w paski sprzedawane w celofanowym opakowaniu z papierowa banderola, niezmienna od polwiecza. Niedawno pojawily se rowniez galaretki w cukrze na wage. Maja wsciekle kolory i bardzo intensywne sztuczne smaki, co przywodzi na mysl chlustajacego esencja bez pojecia cukierniczego praktykanta. Na bazarku mozna tez kupic galaretke na wage, taka pasiasta, bialo-zielono-zolto-czerwona, ktorej byle plaster z cwierc kilo od razu wazy. Powiedzialabym, ze w sprawie galaretek nic sie od lat nie zmienilo, teraz jest ich tylko jakby wiecej.
    A takie prawdziwie owocowe galaretki to sama frajda i marzenie. Czasami mozna je znalezc wsrod rzemieslniczych czekoladek belgijskich sprzedawanych za krocie. Swieta racja, ze robione samodzielnie beda smakowac najlepiej. Z wegierek sprobuje takowe wykonac :)

    OdpowiedzUsuń
  29. I kolejki o ciet i olej w szklanych butelkach, chyba brazowe i zielone, brzydkie ze brak slow :) Galarekie pamietam juz pozniej i jakos bez wrazen, ale te Twoje Zaba to jest cos - to jest geniusz, cos ze skory owocowej maja, ale sa doskonale bo trojwymiarowe! Oj juz wiem, ze za rok zrobie mneij nalewki porzeczkowej, kosztem tych twoich galaretek :) :* PS. Zachwycil mnei ten przepis, oj bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  30. Pewnie juz zezarlas wszystkie i nei podzielilas sie, no musze to napisac :DDD

    OdpowiedzUsuń
  31. Piękne te galaretki ;) Pamiętam te w kształcie cytrynek, ale Twoje porzeczkowe to dopiero coś! Koniecznie muszę wypróbować jak tylko pojawi się porzeczka na działce, zamrożone zapasy już niestety wykorzystane... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń