wtorek, 11 sierpnia 2009

Jagodzianki

Najlepsze jagodzianki jakie jadałam będąc dziecięciem, przynosiła mi Babcia Zosia.
To jednak nie Ona je piekła. Kupowała je na Bazarze Różyckiego, niedaleko którego mieszkała.
Za każdym razem, gdy przyjeżdżałyśmy z Mamą do Babci w odwiedziny, wyciągałam je na bazar. To była podróż w inny świat. W lata 70 i 80, kiedy sklepy święciły pustkami, na bazarze kwitła niczym nieskrępowana przedsiębiorczość. Tam można było kupić dosłownie wszystko. Do dziś mam przed oczyma stragany z sukniami ślubnymi, kolorowymi ubraniami przemycanymi zza zachodniej granicy, stosami książek oraz kaset sprzedawanych pod szyldem „Handel książkami oraz kasetami surowo wzbroniony” :) To właśnie przy tych ostatnich straganach spędzałyśmy z Mamą najwięcej czasu. Moja Mama prowadziła antykwariat z książkami na Nowogrodzkiej i pamiętam, że za każdym razem z zazdrością patrzyła na straganowe księgozbiory, o których nie mogła nawet marzyć na półkach swojego antykwariatu...
Jeszcze dziś, gdy przymknę oczy, widzę stałych bywalców bazaru grających w kubki, handlarki z przenośnymi kuchenkami wołające donośnie „Pyzy sprzedaje, goooorące pyyyyyzy” i oczywiście wózki po brzegi wypełnione pachnącymi jagodziankami.
To była prawdziwa jaskinia Ali Baby, zwłaszcza dla smarkacza jakim byłam w tamtych latach, pełna skarbów oraz czających się, na każdym kroku, niebezpieczeństw. Przekraczając bramy bazaru należało pilnować, aby dokument czy portfel nie zmieniły właściciela...
Pod koniec lat 90 do kawalerki Babci wprowadziliśmy się my. Wtedy zaprowadziłam Ptit Suisse’a na bazar w poszukiwaniu jagodzianek, ale... oprócz straganów załadowanych najróżniejszymi towarami made in China, kilku zawianych panów z nonszalancko przekręconą, kraciastą czapeczką, jednak już bez czarującego uśmiechu na ustach, nie znaleźliśmy nic. Nie było ani gorących flaków, ani pyz, Nie było jagodzianek z kruszonką. Może sezon się skończył, może przyszliśmy za późno... Choć najprawdopodobniej to ja dorosłam i to, na co kiedyś patrzyłam oczarowanymi oczami dziecka, przegrało z upływem czasu.


Robiłam jagodzianki wielokrotnie, z wielu przepisów, tych wychwalanych w Galerii Potraw, oraz tych, na które trafiałam na poczytnych blogach. Za każdym razem miałam im coś do zarzucenia. Dopiero Polka namówiła mnie na przepis Tatter. Oczywiście wcale nie wierzyłam, że jagodzianki Tatter przypadną mi do gustu. Błąd! Te jagodzianki są prawie tak dobre jak te z Bazaru Różyckiego :) „Prawie”, bo z tamtymi kojarzą się wspomnienia nie do pobicia ;)


Jagodzianki cytrynowo-waniliowe – 16 jagodzianek:
Podaję przepis Tatter z moimi modyfikacjami

Ciasto:
500 g maki pszennej chlebowej
1 i 1/2 łyżeczki suszonych drożdży
1 szklanka mleka
2 jajka
50 g masła
80 g cukru
2 łyżki cukru zmielonego z połową laski wanilii
otarta skórka z cytryny
szczypta soli

Farsz:
500 g jagód*
3 łyżki cukru
1 łyżka mąki ziemniaczanej

Kruszonka:
80 g mąki
40 g masła
40 g cukru
otarta skórka z cytryny

Oraz:
1 jajko roztrzepane
1 łyżka mleka

Przygotowanie:
Cytryn sparzyć i dokładnie umyć pod gorącą wodą.
Drożdże wymieszać z połowę ciepłego mleka, 1 łyżką cukru oraz 1 łyżką mąki. Odstawić zaczyn w cieple miejsce do wyrośnięcia.
Resztę mąki przesiać do miski, dodać wyrośnięty zaczyn, jajka, cukier, resztę ciepłego mleka oraz szczyptę soli.
Wyrabiać ciasto przez około 10 minut (korzystam z niezawodnej pomocy robota kuchennego). Gdy ciasto zacznie odchodzić od brzegów miski (w moim wypadku należy raczej napisać, gdy ciasto mniej będzie się kleić do wszystkiego, z czym będzie miało styczność ;)) dodać stopione i ostudzone masło i ponownie wyrobić.
Wyrobione ciasto przykryć dokładnie folią i odstawić w cieple miejsce do wyrośnięcia. Ciasto powinno przynajmniej podwoić swoją objętość. Ostatnim razem zupełnie o nim zapomniałam i poszłam do kina. Po powrocie ciasto właśnie wchodziło z niski i wyglądało jak wielka pajęczyna. Właśnie z takiego ciasta udały mi się najlepsze jagodzianki.
Przepłukać jagody i zostawić je na sitku do obcieknięcia. Gdy ciasto już odpowiednio wyrosło, przełożyć jagody do miseczki, dodać cukier i mąkę ziemniaczaną. Delikatnie wymieszać.
Odgazować wyrośnięte ciasto i podzielić na 16 kawałków. Z każdego kawałka uformować na dłoni placuszek. Na każdy placuszek nakładać czubatą łyżkę jagód i dokładnie zlepiać formując bułeczki.
Bułeczki kłaść sklejeniem, w sporych odstępach, na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Zostawić, przynajmniej na 45 minut, do wyrośnięcia w ciepłym miejscu.
Piekarnik nagrzać do 180°C.
Przygotować kruszonkę wyrabiając razem mąką, cukier, skórkę z cytryny i zimne masło.
Wyrośnięte bulki posmarować jajkiem wymieszanym z mlekiem, posypać kruszonką i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Piec około 30 minut, aż ładnie zbrązowieją. Studzić na kratce.

Smacznego!

*oczywiście najlepsze jagody są te dzikie ;)
Robiłam także Malinianki z malinami oraz Porzeczanki zarówno z czarną i jak i czerwoną porzeczką. Obydwie wersje bardzo nam smakowały. Polecam!



RECETTE EN FRANÇAIS: Jagodzianki

24 komentarze:

  1. Ach Anoushko,

    Nie wiem co bardziej budzi mój zachwyt te jagodzianki czy te piękne obrazy z "dziecięctwa", jak w kalejdoskopie migające:)

    No i zazdroszczę tego antykwariatu na Nowogrodzkiej;) Spędzić dzieciństwo wśród tyylu książek sprawiłoby moje ciągłe zachłystywanie się szczęściem:) Ostatnim moim pobytem w Polsce, zrobiłam rajd po antykwariatach, w poszukiwaniu pewnej książki, próbuję ten Twój w pamięci namierzyć, bo pewnie jest tam wciąż choć nie ten sam...

    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pat, niestety antykwariat już nie istnieje.
    Na początku lat 90 Dom Książki, ówczesny właściciel sprzedał lokal w czasie prywatyzacji. Antykwariat został zlikwidowany, a na jego miejscu powstała jakaś knajpa. Potem kolejna i jeszcze inna...
    Ten antykwariat to było magiczne miejsce. Często tam przychodziliśmy ze znajomymi poszperać na półkach z książkami czy po prostu wypić herbatę :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uśmiech mi się pojawił na pyszczku, gdy zobaczyłam Twoje jagodzianki :) Przypomniały mi się te moje sprzed kilku zaledwie tygodni, którymi powitałam nowy domek :)
    Wypróbuję i te, choć już zapewne nie z jagodami ... może z budyniem, na który namawia mnie siostrzenica :)))

    Buziaczki cieplutkie z mokrej Warszawy :*

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wiem gdzie sie podzial moj pierwszy post. Pewnie skasowalam lub nie wyslalam.

    O niedostepnosci dzikich jagod pisac nie bede :-) Zrobie maliniaki, bo przynajmniej maliny moge dostac od chlopa. A tak w ogole to bardzo apetyczne zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anoushko, tak pięknie napisałaś, ze łezka się w oku kręci. Wzruszające, piękne wspomnienia.
    Jagodzianki wyglądają przepysznie, tylko nie mogę ich dosiegnąć, siedzą gdzieś w monitorze;)
    CUDOWNE!:)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka rzeczy szczególnie mi się spodobało: pyzy na bazarku najbardziej chyba. Jadłaś kiedyś? :)

    Nazwa malinianki i porzeczanki - jaka cudna!

    I same jagodzianki, rzecz jasna... Pięknie wyglądają, naprawdę.

    B. fajnie mi się czytało Twe wspominki, Anoushko.

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, nie ma to jak takie smakowite co neco okraszone wspomnieniami z dziecinstwa :)
    Jagodzianek z tego przepisu jeszcze nie pieklam, ale pewnie bede 'musiala' ;)

    PS. Widze, ze mamy taki sam kubeczek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. oczywiscie mialo byc : co nIeco ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyglądają pięknie :)Jagodzianki to dla mnie prawdziwy smak lata. A takie wspomnienia są cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki dziewczyny. Miło mi, że moje wspomnienia czyta się bez zgrzytania zębami ;)
    Co do jagodzianek, to jestem z nich bardzo dumna ;)

    TILI,
    no właśnie tak mi się wydawało, że je ostatnio u Ciebie widziałam :)

    MAYU,
    Malinianki też są bardzo dobre. Nie będziesz żałować!

    MAJANO,
    Przydałaby się jakaś szybka poczta interblogowa... wtedy jagodzianki już by były u Ciebie :)

    ANIU,
    jadłam, ale przyznam Ci się, że w porównaniu z pyzami Babci Zosi, to te bazarowe były kiepskie ;)

    BEA,
    polecam.
    Ten przepis Tatter jest naprawdę świetny!

    KASIU,
    dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja się chyba w końcu będę musiała "skusić" na te jagodzianki z kruszonką bo już mnie dłuższy czas kuszą z różnych blogów.
    No i śliczne zdjęcia Anoushko!

    OdpowiedzUsuń
  12. no,to i ja musze go wyprobowac,bo na wyglada dzialaja na mnie super,wygladaja niesamowicie apetycznie i juz czuje ten smak kruszonki zmieszany z cieplym srodkiem......mniam..... :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytajac Twoje wspomnienia czulam sie tak, jakbym chodzila razem z Toba po tym bazarze... Niesamowite uczucie :)

    Jagodzianki przesliczne. Chetnie skubnelabym Ci jedna :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Pani nareszcie zrobiłaś wpis! Nie mogłam się Twoich zdjęć doczekać :)
    Cieszę się, że Ci smakują. Wg mnie to najlepsze jagodzianki jakie można upiec w domu.
    A tych wspomnień zazdroszczę. Jest do czego wracać :)
    "Pyzy sprzedaje, goooorące pyyyyyzy” - mnie rozbawiło najbardziej :))

    Czółko! :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Mój ojciec pracował dla Domu Książki w Lublinie. Pamiętam zabawy choinkowe z paczkami z ojcowskiej pracy i Mikołajem ze sztuczną, białą brodą.

    Potem "mieliśmy" księgarnię w mniejszym mieście pod Lublinem, z którego jestem. Uwielbiam zapach papieru, dobrze kojarzą mi się czyste zeszyty i stare tomiska.

    Oj, przyjemnie było Cię znów poczytać. Chętnie teraz zamiast pracy usiadłbym z kawą i rasową jagodzianką z obrazka odpływając we wspomnienia.

    ps. czy to nostalgiczny nastrój? być może, możliwym wytłumaczeniem jest jeszcze zmęczenie
    pozdrowienia ciepłe

    OdpowiedzUsuń
  16. pięknie to opisałas, naprawdę
    wiesz zazdroszczę Ci tych wspomnień, ja takich nie mam, a szkoda...
    mówisz, ze zawszepolki czasem warto posłuchać? zapamietam ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. prześliczne , prześliczne ,prześliczne ,mniam ,mniam

    OdpowiedzUsuń
  18. Żabo, zajrzyj do mnie po niespodziankę strzelniczą i po moje wspominki o Twojej rewelacyjnej młodej kapuście :)
    Buziaczki gorące ślę :*

    OdpowiedzUsuń
  19. EWENO,
    skuś się. Nie będziesz żałować!
    Dziękuję :)

    GOSIU,
    zgadza się, kruszonka zawsze jest najlepsza ;)

    MAJKA,
    fajnie, ze spacer po barze Ci się spodobał :)
    Gdyby tylko była taka możliwości, chętnie bym Ci taką jagodzianką poczęstowała :)

    POLKA,
    Nie da się ukryć, trochę czasu mi to zajęło, ale wiesz jak jest...

    Pamięć mi szwankuje i nie mogę sobie przypomnieć czy Ty przypadkiem nie mieszkałaś przez jakiś czas w tamtej okolicy, w tej naszej kawalerce?

    :*

    MICHO,
    Faktycznie te paczki to było coś, zwłaszcza w latach ciężkiego kryzysu :)

    Jeździłeś może na wczasy do Urli nad Liwiec?
    Tam przy wejściu do ośrodka DK była budka z lodami, w której sprzedawali najlepsze lody na świecie!

    A zapach księgarni chodzi za mną do dziś. Uwielbiam go :)

    AGA,
    warto ;)

    Jeżeli chodzi o wspomnienia, to jestem pewna, że też je masz. Inne, ale na pewno piękne. Po prostu jeszcze nie nadszedł czas, aby do Ciebie powróciły :)

    MARGOT,
    dziękuję :)

    TILI,
    znowu się wymigałam :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Anoushko, jagodzianki jak malowane - widze ze kazdy blogger ma swoje ulubione, tak jak i wspomnienia z nimi zwiazane... Nie zgadlabym jednak, ze beda zwiazane z Bazarem Rozyckiego - dobre to :-)
    I pozdarawiam na koniec!

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo chcę te jagodzianki. Autentycznie się napaliłem. Fajnie, że można je zrobić używając suszonych drożdży. Smak tych jagodzianek jest także i moim smakiem z dzieciństwa. Sprzedawali je w blaszanym sklepiku pod lipą razem z poklejonymi butelkami Balladi. Przechodziłem obok tego sklepiku codziennie idąc do szkoły a jagodzianki pyszniły się na wielkiej wystawie, przepychając się z pączkami, bułkami maślanymi, rogalami i bułeczkami z serem....

    OdpowiedzUsuń
  22. O mamuniu... piękne. Moja babcia takie piekła... a ja wyjadałam kruszonkę.

    OdpowiedzUsuń
  23. Anoushko, pamiętam identyczne obrazy z bazaru Różyckiego w Warszawie :D Te akustyczne też (do dziś rozbawiają mnie wspomnienia tych nawoływań - "pyzy, gorące pyzy!", "rosół, gorący rosół!" :D)) Jagodzianek stamtąd nie jadłam co prawda, ale kupiłam tam swoje pierwsze, prawdziwe jeansy "gumki", a moja mama swoją własną, nowiutką Kuchnię Polską :)

    OdpowiedzUsuń
  24. BURUUBERI,
    zgadza się!
    Na szczęście, bo gdyby wszyscy lubili to samo to byłoby to strasznie nudne ;)

    Ja również pozdrawiam!

    DESMOND,
    nie tylko można, co więcej one, według mnie, są lepsze z suszonymi drożdżami ;)
    Pączki. Bułki z serem... eeeehhh te najlepsze były w szkolnym sklepiku, zwłaszcza gdy dostawało się taka bułkę w prezencie od narzeczonego ;)

    PINOSKU,
    bo kruszonka jest najlepsza. Ja tez ją najpierw zjadam:)

    KOMARKO,
    w ten sam sposób, oprócz pyz i rosołu, zachwalane były flaki:)
    Mnie na bazarze Babcia kupiła mi moją pierwszą jeansową spódnicę :D
    Ale ja z niej byłam dumna!

    OdpowiedzUsuń