Buszując kilka dni temu w
necie całkiem przypadkiem trafiłam na przepis na to cudo. Najpierw
zobaczyłam fotkę, potem zaintrygowała mnie nazwa - Estonian Kringel.
Poszperałam jeszcze trochę i okazało się, że kringel, coś w rodzaju
precla, pochodzi z dalekiej północy, gdzie został przywieziony w XIII wieku
przez chrześcijańskich mnichów. A
potem sobie przypomniałam nasz ostatni, niedawny pobyt
u przyjaciół w Sztokholmie i wspaniałe canelbulle,
którymi zajadałam się w rewelacyjnym muzeum fotografii - Fotografiska.
Zastanawiało mnie wtedy, w jaki sposób wykonywane są te smaczne i
prześliczne bułeczki. Teraz już wiem :)
Jak już wiadomo jestem uzależniona od
ciast drożdżowych, więc nie musiałam długo się zastanawiać czy udać się do
kuchni, żeby nagrzać piekarnik. Wiedziałam jednak, że jeżeli upiekę ciasto
tylko dla nas, to zjem je sama... I tak, podstępnie upiekłam je na nasze
trymestralne spotkanie kulinarne – défit
culinaire*, w gronie przyjaciół. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że ciasto
jest rewelacyjne. Polecam :)
Estoński kringel** – porcja
dla 6-8 osób:
300g mąki
120ml mleka
5g drożdży instant
30g masła
1 żółtko
1 łyżka cukru
1/2 łyżeczki soli
Nadzienie
50 g miękkiego masła
4 łyżki cukru
3 łyżeczki grubo mielonego cynamonu
Glazura:
3 łyżki cukru
3 łyżki wody
1 łyżka rumu
1 łyżka soku z cytryn
Przygotowanie:
Mleko zagotować, dodać masło i
odstawić do przestygnięcia.
Mąkę wymieszać z drożdżami instant,
cukrem i solą. Dodać rozbełtane żółtko i wyrabiać powoli dolewając letnie mleko
z rozpuszczonym masłem. Wyrabiać ciasto do momentu, aż stanie się jedwabiste w
dotyku.
Odstawić do wyrośnięcia na około
godzinę. Powinno podwoić swoją objętości. Odgazować ciasto i jeszcze raz
zostawić na godzinę do wyrośnięcia.
Przygotować nadzienie ucierając masło
z cukrem i cynamonem.
Rozwałkować ciasto na prostokąt o
grubości około pół centymetra. Całą powierzchnię ciasta posmarować nadzieniem
maślano-cynamonowym i ścisło zwinąć formując długi rulon. Obrócić
łączeniem do dołu, docisnąć i rozciąć wzdłuż ostrym nożem zostawiając około półtora
centymetra nierozciętego ciasta u góry***
Piec przez około 20 minut w piekarniku
nagrzanym do 200°C. Następnie zmniejszyć temperaturę do 180°C i piec jeszcze
około 10 minut.
W czasie, gdy ciasto się piecze
przygotować glazurę. Wymieszać cukier z sokiem cytrynowym, wodą i rumem.
Zagotować, zmniejszyć ogień i gotować około 10 minut, aż trochę zgęstnieje.
Natychmiast po wyjęciu z piekarnika
posmarować ciasto glazurą i zostawić do ostygnięcia.
Smacznego!
*przepis, trochę przeze mnie zmieniony, znalazłam na świetnym blogu Just Love Cookin', który
bardzo Wam polecam.
**o naszym défit culinaire napiszę już wkrótce
***a tutaj znajdziecie instrukcję zwijania.
**o naszym défit culinaire napiszę już wkrótce
***a tutaj znajdziecie instrukcję zwijania.
RECETTE EN FRANCAIS: Kringel estonien
Aż mam ochotę urwać kawałeczek!
OdpowiedzUsuńłap!
Usuń:)
mmmmmiam... od jakiegos czasu planuje zrobic ale w chlodniejsze jesienne dni.
OdpowiedzUsuńhmmm... ja ciasta drożdżowe mogę jest o kazdej porze roku ;)
UsuńWiesz, to ciasto wygląda bardzo zmysłowo, mam erotyczne skojarzenia ;) I widać, że wspaniale smakuje...
OdpowiedzUsuńQuino, czyżbyś nadużyła napojów wyskokowych? ;)
UsuńA smakuje faktycznie świetnie!
Wygląda znakomicie i szepcze: zjedz mnie...
OdpowiedzUsuńoj i to jak szepcze... natrętnie ;)
UsuńPotwierdzam, cynamonowe bułeczki w Muzeum Fotografiska są nieziemskie. Zaliczyłam je w zeszłym roku. I nie tylko bułeczki, Fotografiska jest niezapomniana!:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFotografiska jest jednym z najlepszych fotograficznych muzeów jakie przyszło mi zwiedzić, a mam ich na kącie wiele.
UsuńKażda wystawa to pozostawia niezapomniane wrażenie!
pieknie zapleciony:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńjak wyżej, ślicznie zapleciony
OdpowiedzUsuńjak wyżej, dziękuję :)
UsuńWygląda bosko! A to nadzienie jest idealnie dla mnie stworzone, bo ja kocham cynamon! :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :*
Skoro kochasz cynamon, to nie ma nad czym się zastanawiać :)
UsuńMiłego dnia
Anuszko, robiłam tego zapleciorka:). najpierw ze względu na kształt:) Później ze względu na miłość do drożdżowego:). Już bym znów chciała zaplatać...
OdpowiedzUsuńChce do Sztokholmu...
Ewalajno, doskonale Cię rozumiem w sprawie "pleciorka" :) oraz Sztokholmu. Jedno i drugie niepowtarzalne!
UsuńPięknie wygląda! i jak prodesjonalnie zapleciony. musi smakować niesamowicie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGdy zobaczylam tytul pomyslalam, "tak Zaba jest uzalezniona" :D ale wiesz droga Zabo, ja tez jestem uzalezniona od drozdzowego, no i chyba pamietasz jak Cie zmusialm to takiegoz pieczenia ;) To cmok, cmok!
OdpowiedzUsuńWiem, Baśku, wiem i wspominam z wielką przyjemnością :)
UsuńCzy mi się wydaje, czy miałyśmy jakieś wspólne plany na gotowanie z jednym takim Chefem :)?
piękny, lubię wyzwania pieczeniowe, także na pewno się skuszę:)
OdpowiedzUsuńpolecam :)
UsuńNiezwykle efektowny wypiek Anoushko! Ja zazwyczaj mam dwie lewe rece do takich wymyslnych ksztaltow niestety, wiec tylko sobie popatrze ;)
OdpowiedzUsuńA o 'défi' chetnie poczytam :)
Pozdrawiam serdecznie!
Bea, on tylko tak skomplikowanie wygląda :)
UsuńRównież pozdrawiam
Aż szkoda by je było kroić...
OdpowiedzUsuńno trochę... ;)
UsuńSmakowity widok! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękujęć!
UsuńZerka na mnie z blogow, kusi, ale jakos nie mam odwagi... Pieknie ci wyszedl!
OdpowiedzUsuńWałek w dłoń!
UsuńDo odważnych świat należy :)
Ja ciągle jestem w północnych klimatach i w oparach cynamonu i kardamonu. Takie ciasto to coś idealnego. Drożdżowe i północne. Nie mogłabym sobie wymarzyć nic lepszego. A wiesz, że jak ostatnio wpadliśmy w Szwajcarii w problemy z samochodem, to myslałam o Tobie.
OdpowiedzUsuńNależało posunąć się dalej i również się ze mną skontaktować! Coś byśmy fajnego wymyślili na czas oczekiwania na naprawę samochodu :)
UsuńO! To jakiś przebój blogów kulinarnych ostatnio - gdzie nie zajrzę to króluje estoński wieniec.
OdpowiedzUsuńŚnieżko, ja najwidoczniej muszę byś ślepa i głucha, bo o tym wypieku dowiedziałam się w zeszły piątek :)
UsuńAnoushka, na drugi raz mam nadzieję, że już nie będziemy mieć takich problemów. Wymiana dwóch kół w naszym samochodzie w Szwajcarii, to jak jeżdżenie na 1.5 torebki Louis Vuitton. Ale do Szwajcarii wrócę na pewno i wtedy możemy coś wymyśleć wspólnie.
OdpowiedzUsuńLo, trzymam za słowo i serdecznie zapraszam :)
UsuńPS Zupełnie nie mam pojęcia, jak my to robimy, żeby tutaj przeżyć...
Piękny!
OdpowiedzUsuńOd dawna mam ochotę go upiec.
Może w końcu nadszedł ten właściwy czas;)
Dobrze, że podlikowałaś instrukcję składania, za cholerę nie wiedziałbym jak sobie z tym poradzić. Ładne to to i dobrze się zapowiada. Bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńAle cudowny! Jeśli chodzi o kannelbulle - śnią mi się po nocach. Są to piękne sny.
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcie. Bardzo mi się podobają klimaty twoich zdjęć. A przepis (i samo ciasto) intrygujący niezmiernie.
OdpowiedzUsuńWyglądam imponująco!
OdpowiedzUsuńSłyszałam że do taki wypieków doskonale nadaje się olejek arganowy. Cena jego mnie jednak troszkę zniechęca. Ktoś wie, gdzie można go tanio kupić? – Najlepiej online bo mieszkam na wsi. I czy wersja olejku do pielęgnacji ciała różni się tutaj od tej do celów spożywczych?
OdpowiedzUsuńNaporacka, o oleju arganowym pisałam tutaj : http://anoushkaencuisine-pl.blogspot.ch/2011/01/olej-arganowy-i-pieczona-papryka.html Zapraszam do lektury, może znajdziesz kilka interesujących informacji m.in. o różnicy pomiędzy olejem kosmetycznym i spożywczym :)
UsuńNie polecam dodawania oleju do wypieków, ani poddawania go obróbce cieplnej, bo wtedy traci swój charakterystyczny aromat.
Jeżeli chodzi o cenę oleju arganowego, to nawet w Maroku jest ona wysoka. Związane jest to ze sposobem produkcji oleju. Bezpośrednio u producenta, czyli w małych spółdzielniach zarządzanych przez kobiety, za 250 ml należy zapłaci około 15€. Im więcej pośredników, tym cena niestety wyższa :( Na rynku można znaleźć wiele tanich "podróbek" oleju, które niestety nie mają nic wspólnego z olejem arganowym...
Jeżeli nosisz się z zamiarem zakupu oleju arganowego, proponuję zaoszczędzić na ten prawdziwy. Abstrahując od wszystkiego innego, jest on tak aromatyczny, że wystarczy dodanie kilku kropel, aby potrawa nabrała niesamowitego aromatu. Dlatego też mała buteleczka starcza na naprawdę długie miesiące.
Pozdrawiam
Jako wielka miłośniczka drożdżowych nie mogę się oprzeć przed nie dostaniem ślinotoku na samą myśl jak cudownie musi smakować taki estoński kringel. Mniam!
OdpowiedzUsuńniesamowity :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
zielonakuchnia.blogspot.com
Robiłam go! Jest naprawdę przepyszny :)
OdpowiedzUsuńśmieszyć okien? tzn?
OdpowiedzUsuńswietne ciasto tak po za tym ...
dobre pytanie :)))
Usuńjuż poprawione... powinno być "zmniejszyć ogień"
Juz i ja upiekłam .. wspaniale , zrobilam tez z innymi nadzieniami.. mam nadzieje ze nie bedziesz miala mi za zle ze wstawilam na swój blog .. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę!
Usuńzajrzałam na blog - wygląda rewelacyjnie :)