Moja garderoba jest smutna. Wszystko albo czarne albo szare, ewentualnie białe. Czasami trafi się coś w kolorze khaki lub ciemnego brązu. Nuda. Są jednak trzy wyjątki. Po pierwsze przepiękne klapki na bardzo wysokim obcasie w kolorze fuksji. To była miłość od pierwszego wejrzenia! Kupiłam je lata temu i miałam na nogach dosłownie raz - na ślubie naszego najlepszego przyjaciela. BTW nadal pozostaje dla mnie tajemnicą jak w tamten sławetny dzień udało mi się zachować wszystkie zęby. Chylę czoła przed kobietami, które nabyły umiejętność poruszania się z wdziękiem i gracją na obcasie wyższym niż 3cm...
Druga rzecz, to top, również w kolorze fuksji, którym obradowała mnie Mee May, przy okazji ślubu innej przyjaciółki. Po pól dnia szperania w garderobie, doszłam do wniosku, że nie mam co na siebie włożyć, więc na żaden ślub nie idę. Opcja „nie idę” nie wchodziła jednak w grę, bo byłam świadkiem. Z pomocą przybiegła Mee May z różowym czymś w rękach. Głucha na moje argumenty, że różowego nie noszę, kazała przymierzyć. Okazało się, że w kolorze fuksji nie tylko mi do nóg, ale i do twarzy ;)
Trzecia rzecz została zakupiona jakiś miesiąc temu. Długo się wprawdzie wahałam pomna, że z różem mi nie po drodze, aż w końcu zrobiło się zimo i go zakupiłam. Wełniany różowo-szary szal. Przydaje się praktycznie codziennie :) Myślę, że limit rzeczy w różowym kolorze wyczerpałam na lata.
W kuchni natomiast jest inaczej. Lubię połączenie różu z zielonym, podobnie jak pomarańczowego z fioletowym. Miło nastrajają takie kolory. Nie nudzą się. Pewnie dlatego, że szybko znikają ;)
Mus malinowo-pistacjowy o delikatnym różanym smaku* – porcja dla 4 osób:
Mus malinowy:
250g mrożonych malin
40g cukru
5 łyżek wody różanej
2 listki żelatyny
2-3 łyżki ubitego na sztywno białka
Krem pistacjowy:
100g białej czekolady
150ml słodkiej śmietanki (minimum 25% tłuszczu)
25g niesolonych pistacji bez skórki
1 listek żelatyny
2 łyżki limoncello
otarta skórka z jednej cytryny
Oraz:
biszkopty kocie języczki
maliny i pistacje do przybrania
Przygotowanie:
Na dnie 4 pucharków rozłożyć pokruszone biszkopty.
Rozmrożone maliny zmiksować z cukrem i wodą różaną. Przetrzeć przez sitko.
Namoczyć żelatynę w zimnej wodzie. Gdy zmięknie, odcisnąć i rozpuścić w rondelku z kilkoma kroplami przecieru z malin. Dodawać po trochu mus z malin do rozpuszczonej żelatyny, cały czas mieszają. Białko ubić na sztywno i dodać 2-3 łyżki do musu malinowego. Dokładnie wymieszać. Rozlać mus do pucharków i odstawić do lodówki, żeby się ściął.
Przygotować krem pistacjowy. Zmiksować bardzo drobno pistacje. Dodać połowę śmietanki i ponownie zmiksować na jednolitą masę. Przełożyć do garnuszka, dodać resztę śmietany i delikatnie podgrzewać cały czas mieszając. Gdy śmietana zacznie wrzeć, zdjąć z ognia garnuszek i dodać pokruszoną białą czekoladę oraz namoczony listek żelatyny. Dokładnie wymieszać, żeby wszystko się rozpuściło. Dodać limoncello i otartą skórkę z cytryny. Ponownie wymieszać i odstawić, żeby krem przestygł. Dopełnić pucharki kremem pistacjowym i wstawić do lodówki na minimum 4-5 godzin.
Przed podaniem udekorować malinami i pokruszonymi pistacjami.
Smacznego!
*Nie wierzyłam, że uda mi się załapać na Orzechowy Tydzień Eli. Udało się, co niezmiernie mnie cieszy! Jestem strasznie przekorna i jak coś trzeba, to zazwyczaj zrobię wszystko, żeby się nie przyłączyć. Jednak Orzechowy Tydzień to jedyna z niewielu akcji pt. wspólne gotowania, na którą czekam z niecierpliwością cały rok!
RECETTE EN FRANÇAIS: Petites verrines framboises-pistaches
Druga rzecz, to top, również w kolorze fuksji, którym obradowała mnie Mee May, przy okazji ślubu innej przyjaciółki. Po pól dnia szperania w garderobie, doszłam do wniosku, że nie mam co na siebie włożyć, więc na żaden ślub nie idę. Opcja „nie idę” nie wchodziła jednak w grę, bo byłam świadkiem. Z pomocą przybiegła Mee May z różowym czymś w rękach. Głucha na moje argumenty, że różowego nie noszę, kazała przymierzyć. Okazało się, że w kolorze fuksji nie tylko mi do nóg, ale i do twarzy ;)
Trzecia rzecz została zakupiona jakiś miesiąc temu. Długo się wprawdzie wahałam pomna, że z różem mi nie po drodze, aż w końcu zrobiło się zimo i go zakupiłam. Wełniany różowo-szary szal. Przydaje się praktycznie codziennie :) Myślę, że limit rzeczy w różowym kolorze wyczerpałam na lata.
W kuchni natomiast jest inaczej. Lubię połączenie różu z zielonym, podobnie jak pomarańczowego z fioletowym. Miło nastrajają takie kolory. Nie nudzą się. Pewnie dlatego, że szybko znikają ;)
Mus malinowy:
250g mrożonych malin
40g cukru
5 łyżek wody różanej
2 listki żelatyny
2-3 łyżki ubitego na sztywno białka
Krem pistacjowy:
100g białej czekolady
150ml słodkiej śmietanki (minimum 25% tłuszczu)
25g niesolonych pistacji bez skórki
1 listek żelatyny
2 łyżki limoncello
otarta skórka z jednej cytryny
Oraz:
biszkopty kocie języczki
maliny i pistacje do przybrania
Przygotowanie:
Na dnie 4 pucharków rozłożyć pokruszone biszkopty.
Rozmrożone maliny zmiksować z cukrem i wodą różaną. Przetrzeć przez sitko.
Namoczyć żelatynę w zimnej wodzie. Gdy zmięknie, odcisnąć i rozpuścić w rondelku z kilkoma kroplami przecieru z malin. Dodawać po trochu mus z malin do rozpuszczonej żelatyny, cały czas mieszają. Białko ubić na sztywno i dodać 2-3 łyżki do musu malinowego. Dokładnie wymieszać. Rozlać mus do pucharków i odstawić do lodówki, żeby się ściął.
Przygotować krem pistacjowy. Zmiksować bardzo drobno pistacje. Dodać połowę śmietanki i ponownie zmiksować na jednolitą masę. Przełożyć do garnuszka, dodać resztę śmietany i delikatnie podgrzewać cały czas mieszając. Gdy śmietana zacznie wrzeć, zdjąć z ognia garnuszek i dodać pokruszoną białą czekoladę oraz namoczony listek żelatyny. Dokładnie wymieszać, żeby wszystko się rozpuściło. Dodać limoncello i otartą skórkę z cytryny. Ponownie wymieszać i odstawić, żeby krem przestygł. Dopełnić pucharki kremem pistacjowym i wstawić do lodówki na minimum 4-5 godzin.
Przed podaniem udekorować malinami i pokruszonymi pistacjami.
Smacznego!
*Nie wierzyłam, że uda mi się załapać na Orzechowy Tydzień Eli. Udało się, co niezmiernie mnie cieszy! Jestem strasznie przekorna i jak coś trzeba, to zazwyczaj zrobię wszystko, żeby się nie przyłączyć. Jednak Orzechowy Tydzień to jedyna z niewielu akcji pt. wspólne gotowania, na którą czekam z niecierpliwością cały rok!
RECETTE EN FRANÇAIS: Petites verrines framboises-pistaches
alez oblednie wyglada ten deser!!! zaraz wesolo i pozytywnie nastraja :) :)
OdpowiedzUsuńi o to wlasnie chodzi w tym ponurym i okropnym listopadzie....
polaczenie kolorystyczne extra!!!
Usciski :)
A ja kolory uwielbiam. Czasem mam problem, bo nie posiadam nawet jednej pary czarnych butow, nie mam nawet takiej torebki (choc obiecalam sobie ze to zmienie;) Moje ulubione polaczenie to malinowo-pomaranczowy, ale po mojej szafie widac, ze podswiadomie ubraniowo lubuje sie w czerwieniach.
OdpowiedzUsuńWlasnie wychodze i zakladam moje ukochane fioletowe szpilki, jaka odmiana po 8 miesiacach spedzonych na zmiane w klapkach i kaloszach, choc i tak pewnie znow skrece sobie kostke;) Buziaki!
p.s.a deser super, na pewno odgapie, bo taka ilosc pistacji do obrania jest dopuszczalna :)
Też nie przepadam za różem w garderobie, ale jako deserek - wygląda bajecznie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCudownie kolorowy deser, juz mi smakuje od samego patrzenia:)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam kolory, ale fakt, że ubrania jesienne i zimowe mam jakby ciemniejsze.
Polubiłam ostatnio fiolet w różnych odcieniach :))
Pozdrawiam serdecznie:)
Żaba, ten deser to taki bajeczny (tam z tyłu , z lewej strony są makaroniki co?)
OdpowiedzUsuńKolorki takie ,ze można patrzeć i patrzeć
Ja bardzo lubię kolory (ale nie w ciuchach na sobie:P)i w ciuchach i w jedzeniu
Ja mam bardzo kolorową garderobę i kolekcję bajecznie kolorowych butów na bardzo wysokim obcasie (ostatni nabytek to platformy na 13cm obcasie w kolorze burgundu). Róż też bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńA deser wygląda bardzo smakowicie. Bomba kolorystyczna na szare jesienne po południa :) W dodatku z pistacjami!
Taki piekny, wrecz wiosenny ten deser na przekor aurze ;) Liczylam na to, ze szal jeszcze pokazesz ;)
OdpowiedzUsuńjakie piękne kolory!
OdpowiedzUsuńi jak apetycznie wyglądają:)
GOSIU,
OdpowiedzUsuńprawda? Małe a cieszy :)
Miłego wieczoru!
ELU,
a wiesz, że te moje piękne, różowe klapki mają właśnie wkładki w pomarańczowym kolorze :) Piękne połączenie, nie da się ukryć.
Też lubię kolory, ale nie na sobie :) Ostatnio mój szef się śmiał, że w ciągu 11 lat pracy zrobiłam wielki postęp, a mianowicie tylko 3 razy w tygodniu przychodzę do fabryki ubrana cała na czarno...
GOSIU,
dziękuję :)
MAJANO,
faktycznie ostatnio pojawiają się przepiękne odcienie fioletu :)
A ja zawsze, bez względu na porę roku! Czarny latem jest super :)
ALU,
ale masz oko :) Zgadza się, ale nie ja je robiłam. Ja je tylko jadłam ;)
FUCHSIA,
i tego zazdroszczę tzn. tych butów na wysokim obcasie. Bardzo bym chciała umieć w na czymś taki chodzić ;)
MISS COCO,
kiedyś przy okazji może wejdzie w kadr ;) Dziękuję!
MRUFKOZET,
dziękuję :)
kocham wszystkie kolory pod warunkiem, ze są szare :)
OdpowiedzUsuńchoć ostatnio lamie się trochę w kierunku taupe. czerwone swetry kupuje synowi, który uwielbia ten kolor, jak dziadek :)
wszelkie odcienie różu toleruje tylko w ogrodzie, mam spora kolekcje fuksji :)
a deser pewnie pyszny :)
Ja jak głupia szukałam po krakowie niesolonych pistacji, To jest jakieś szaleństwo, deficytowy towar, można sobie na allegro z niemiec sprowadzić, no bez przesady! Najmniej słone są te z Bakallandu ale nadal..
OdpowiedzUsuńPiękny ten Twój deser!
Pozdrawiam:)
Wow, Anoushka, ale zdjęcia! Ale deser! Odpadam :) Piękne...
OdpowiedzUsuńA fuksję ( i nie tylko) bardzo lubię, podobnie jak inne odcienie różu,ale o tym już wiesz :)
Uściski ciepłe!
A ja lubię róż i nie wstydzę się tego :)) Twój deser wygląda zniewalająco. Pięknie!
OdpowiedzUsuńA ja lubię mahoń i rudy i chyba sobie zrobię taki kolor na włosach :) Może zdążę przed sobotą :D
OdpowiedzUsuńA nie mogłaś z tym deserem trochę zaczekać co?
Wredna Małpa :)
LELOOP,
OdpowiedzUsuńja mam tak z czarnym :) A taupe jest faktycznie bardzo piekny!
Dziekuje :)
ATRIO,
slyszalam, ze znalezienie niesolonych pistacji rowna sie niemalze z cudem :( Mam nadzieje, ze kiedys to sie zmnieni!
Rowniez pozdrawiam :)
ANIU,
wiem, wiem ;)
Dziekuje i odsciskuje :*
BEATA,
bo i nie ma czego ;)
POLKA,
no i bedziemy mieli farbowan koze :-p Dlaczego przed sobota?!?
Nie moglam, bo na WE mam inne plany :-P
Anushko, i gdzie zdjęcie tego szala?
OdpowiedzUsuńKOlory bardzo lubię! Czarny też lubię, ale fitnessowo:)Teraz mam na sobie zielony golf:)z golfem jak szal:)Zatem bardzo pasuję do Twojego deseru a on... do mnie:) Tylko, ze to tak daleko... ale SPISZĘ SE:)
Ciepłe pozdrowienia
A no i róż od dwóch lat lubię, ale zdecydowany!
OdpowiedzUsuńJa mam z obcasami dokładnie tak jak ty. Nie mam pojęcia jak to robią wszystkie kobietki, które noszą obcasy wyższe jak 3 cm, chociaż na własnym ślubie dałam radę na 9 cm, co prawda do północy tylko, ale liczy się :)
OdpowiedzUsuńkolorystycznie robiłam kiedyś podobny z awokado i truskawek, więc ciekawa jestem jak smakuje Twoja wersja :)
OdpowiedzUsuńCudnie kolorowy deser! I pyszny jest na pewno.To połączenie smaków...
OdpowiedzUsuńA kolory lubię.Bo fajniej mi z nimi iść często wśród smutnych ludzi...
Dobrze,że zakupiłaś trochę różowego.
Ale kolory! Tego właśnie trzeba jesienią!
OdpowiedzUsuńMoja garderoba jest kolorowa. Szarości, czarności, biele, granaty w ilościach minimalnych. Stawiam na kolor.
Te kolory... nic więcej nie napiszę bo właśnie się rozpływam :)
OdpowiedzUsuńEWOLAJNO,
OdpowiedzUsuńtak sobie myślę, że ja ten czarny tak uwielbiam, bo on bardzo wyszczupla :) No i, IMHO, nie ma bardziej eleganckiego koloru, niż czarny!
Spisz, spisz i zrób!
Miłego tygodnia :)
PS Szal pokażę przy następnej okazji :)
AGA,
9cm to nie lada wyczyn!!!
No właśnie jak one to robią…? ;)
PAULO,
ale mnie zaintrygowałaś tym połączeniem awokado z truskawkami.
Może podałabyś przepis?
AMBER,
dziękuję :)
A ja znam takich co chodzą ubrani na czarno i szczęście z nich bije :)
EWO,
czyli odwrotnie, niż u mnie :)
TYLKO SPRÓBUJ,
dziękuję :)
Sliczny deser!
OdpowiedzUsuńRóżowy to fajny kolor, a Twoje desery - poezja!
OdpowiedzUsuńBajka po prostu! pistacje, maliny, a wszystko w postaci cudownego musu...
OdpowiedzUsuńCo do różu, to u mnie go niewiele... mniej nawet niż u Ciebie :) i też podziwiam kobiety, które noszą buty na obcasach... mam jedną parę, którą uwielbiam, ale miałam je na nogach może raz?
z kolorami mam podobnie, czarny i szary wystarczy mi w zupełności, ale za to mam cudowne różowe szpilki na wysokim obcasie, w których też byłam tylko raz, a teraz tylko je oglądam :)
OdpowiedzUsuńa deser niesamowicie wygląda, pięknie :)
Taki deser nadaje się zdecydowanie na rozjaśnianie szarzyzny jesienią :).
OdpowiedzUsuńChoć ostatnio na pogodę nie mogę narzekać. I tak bym zjadła, pycha :).
W sklepie mimowolnie podchodzę do szarości, czerni i błękitu. Lubię te kolory i dobrze, bezpiecznie się w nich czuję. Ubarwił moją szafę mój mąż kochany, który stał się moim personal shopperem na przestrzeni lat. Pakuje mi do ręki wieszaki z kolorowymi fifkami-szmatkami i coraz częściej to z nimi wychodzę ze sklepu. Odkrycie, że dobrze wyglądam w różach było dośc zaskakujące- bo przecież to taki infantylny kolor.
OdpowiedzUsuńDeser jest cudowny, kto by się na jego widok nie rozpłynął?
O to ja mam podobnie - czarne, szare, bure, czasem białe - chociaż dwie różowe rzeczy mam (w tym jedna w czarne paski ;)) I dużo kolorowych szalików :)
OdpowiedzUsuńA w kuchni pasują mi wszystkie kolory, nawet żółty :) A zestawienie zielono-różowe - bajka, szkoda że malin w tym roku nie zamroziłam.. :)
Pozdrawiam ciepło :)
z różowych rzeczy to najbardziej mi się podobają czarne glany, ale taki deserek to ja bym... ach! za pistację i malinę dam się pokroić! poezja!
OdpowiedzUsuńJedno słowo: zamawiam.
OdpowiedzUsuńAle kolory wesołe! I smak też zapowiada się cudownie :) Wiesz, ja przez bardzo długi czas też tylko, czerń, szarość i brąz miałam w szafie, a teraz wszystkie kolory tęczy i co z tego. Zaglądam do szafy i i tak mówię, że nie mam co na siebie włożyć :D
OdpowiedzUsuńEhh zaba, niby o takch smutnych kolorach piszesz a jakos wiem, ze ejstes wesola dziewczyna i teraz wiem to napewno i nie musze zgadywac :)) Wiesz, czasem mysle ze gdyby czarne ciasta wygladaly ladnie to tylko takie bym piekla, a nawet takich khaki nie da sie zjesc, wiec propozyjce malonowa przyjmuje bez mrugniecia okiem, fajowe te lyzeczki, pod kolor, a ja wiesz nawet na tekie lyzeczkowe szalenstwo kolorowe bym sie nie odwazyla :DD Pozdrawia ta od czerni :*
OdpowiedzUsuńCo za deser - niebo w gebie i przed oczami!!!
OdpowiedzUsuńFantastycznie wygląda. Wspaniałe połączenie kolorów. Rewelacja :-)
OdpowiedzUsuńAnoushka, uprzejmie donoszę ;), że upiekłam bułeczki z cukrem candi, na wzór Twych dyniowych (choć zupełnie inne bułeczki) i są prze-pysz-ne! http://przy-stole.blogspot.com/2010/12/lussekatter.html
OdpowiedzUsuńDzięki piękne za ten pomysł :-)))
Dzieki za swietnago bloga. W swoim zyciu gotowalam doytchczas tylko herbate, okazjonalnie bedac rozpieszczana umiejetnosciami kulinarnym mojego meza. Poniewaz lezy on biedak ze zlamana noga w domu, zmuszna bylam do akcji kuchenny. Dzekuje za swietne przepisy kuchni wloskiej i rybno-morskie.
OdpowiedzUsuńPS: Jestem rowniez
wielka fanka Twojej ruiny. Pozdrawiam serdecznie. Ingeboorg
INGEBOORG,
OdpowiedzUsuńdziekuje :)
Maz juz ma sie lepiej?
Ehhh ta ruina... czasami mam wrazenie, ze porwalismy sie z motyka na slonce