niedziela, 16 maja 2010

Naleśniki mandaryńskie

Lot z Hongkongu do Cebu trawa około dwóch godzin. Wystarczająco, żebym mogła obejrzeć cztery razy ten sam program kulinarny... po dwa razy w każdą stronę. Program był o chińskich technikach przygotowywania makaronów i naleśników. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jak przygotowuje się mandaryńskie naleśniki. Od tamtej pory, ciągnie mnie też do Szanghaju, do pewnej knajpy, w której można spróbować niemalże wszystkich makaronów przygotowywanych w Chinach. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek tam dotrę, bo Chiny mimo wszystko bardziej mnie odpychają, niż przyciągają, ale to już zupełnie inna bajka...
Kilka miesięcy temu, niedaleko mojego biura otwarto azjatycki market. Można w nim kupić wszystko, a nawet jeszcze więcej, w tym moją ulubioną kaczkę po pekińsku, której nigdy nie chce mi się samej przygotować. No i oczywiście wszystkie warzywa i owoce. Świeże.
Po wizycie w markecie wyciągam wok i improwizuję, a czasami nawet przygotuję coś według przepisu. Rzadko, bo zawsze brakuje mi jakiegoś składnika, którego zapomniałam kupić ;)


Naleśniki mandaryńskie – z podanych składników wychodzi 8 podwójnych naleśników:
240 g mąki pszennej
około 250 ml wrzącej wody
łyżeczka brązowego cukru
olej sezamowy

Przygotowanie:
Mąkę przesiać do miski, dodać cukier i zalać wrzącą wodą. Wyrabiać przy pomocy robota do czasu, aż ciasto stanie się elestyczne i błyszczące. Wyrabiać można też ręcznie, pod warunkiem że nie boicie się poparzeń ;) Uformować kulkę, przełożyć ją do miski i przykryć folią spożywczą. Odstawić na 30 minut w ciepłe miejsce.
Ciasto podzielić na części i uformować 16 kulek. Przykryć je ściereczką, żeby nie wysychały. Wyjmować po dwie kulki. Każdą spłaszczać i formować niewielkie placki. Obydwa placki smarować olejem sezamowym i sklejać posmarowanymi powierzchniami. Na oprószonej mąką powierzchni rozwałkować sklejone placki na jeden bardzo cienki placek o średnicy około 12-14 cm. Piec na suchej, bardzo mocno rozgrzanej patelni. Naleśnik powinien był mocno przypieczony. Odłożyć na talerz i przykrywać ściereczką. Postąpić w ten sam sposób ze wszystkimi naleśnikami.
Mandaryńskie naleśniki podaje się do kaczki po pekińsku z sosem hoisin oraz dymką.
Możecie jednak popuścić wodą fantazji i podać jej jako dodatek do pieczonych, zimnych mięs, różnych warzyw oraz fasoli.

Smacznego!


RECETTE EN FRANÇAIS: Crêpes mandarins

26 komentarzy:

  1. pierwszym moim skojarzeniem po przeczytaniu nagłówka były naleśniki z dodatkiem soku z mandarynek :) zapowiada się ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  2. He he , ja też najpierw pomyślałam o mandarynkach;)
    Fajne te naleśniki!:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooch, uwielbiam te naleśniki. Jadłam kiedyś z rodzicami, do kaczki... i wciągnęłam jakąś przerażającą ilość, aż patrzyli się na mnie z niepokojem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne naleśniki. Będą do warzyw ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja już tez mam pomyśl na ich wykorzystanie
    Przepis cudo ,ale zdjęcie to dopiero jakość

    OdpowiedzUsuń
  6. azjatycki market..jest z pewnością pełen smaków, których ja nie znam.
    tak jak te naleśniki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzień dobry! :) Przepis na jedne z moich ulubionych naleśników na świetnym blogu, w którego czeluściach można utkwić na dłuugie godziny; do tego opublikowany w dniu, gdy mam zamiar wyżej wymieniony specjał zaserwować - i jak tu nie wierzyć w magię? ;) Pozdrowienia z kręgów pokrewnej dziedziny wiedzy! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne! Przepisów na placki nigdy dość - nawet jeśli różnią się od siebie tylko szczegółami, to właśnie one stanowią o odmienności :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niezwykle intrygujące! Zdjęcia ... piękne!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. PAULO & MAJANO,
    :) polecam, maja bardzo ciekawy, słodkawy smak. W sam raz do pieczonego mięsa.

    PTASIU,
    podobnie jak ja... za pierwszym razem zjadłam 8 :)

    HANIU,
    :)

    ALU,
    cieszę się :) Dziękuję :*

    ASIEJKO,
    bo tego wszystkiego nie da się poznać tak od razu ;)

    WIEDZMO,
    dziękuję (dyg, dyg ;))
    Faktycznie coś w tym jest... Również pozdrawiam ;)

    QUINO,
    nic dodać nic ująć ;)

    ANIU,
    dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ooo super przepis, też jestem zdania, że przepisów na placki nigdy dość :) Piękne zdjęcie, jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Chcialabym byc orginalna, ale sie nie da, super przepis! Raz sprobowalam zrobic kaczke po pekinsku i stwierdzilam, ze nie warto. Wole podejsc na market i wybrac sobie jedna z wystawy. Fajny blog!

    OdpowiedzUsuń
  13. tez mialam od razu skojarzenie z mandarynkami :) ale uwielbiam wlasnie kaczke pekinska z tymi nalesnikami.....oj...pycha jest :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. nie ma to jak umiejętnośc czytania... przeczytałam: naleśniki mandarynkowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam podobne odczucia z roznych wzgledow co do ewentualnych wakacji w Chinach. Na razie - i pewnie jeszcze baaardzo dlugo - zadowalam sie poznawaniem kuchni chinskiej ogladajac programy tv (glownie Kylie Kwong, bo akurat teraz jej programy mozna ogladac), oraz wybierajac sie raz-dwa razy w miesiacu do 13tki, gdzie jest kilka gigantycznych marketow azjatyckich w ktorym jest wszystko (no, moze prawie wszystko), o czym dusza sobie zamarzy. A zaraz kolo marketu w baraku, kolo smierdzacych durianow, sprzedaja dobre kaczki po pekinsku. I wlasnie zazwyczaj po zakupach w TangFreres nabywamy polowke takiej kaczki i zajadamy w w domu zagrzyzajac nalesniczkiem (tez kupnym) albo nudlami.

    OdpowiedzUsuń
  16. ZIELENINO,
    fenkju :)

    MONIKUCHO,
    no właśnie strasznie dużo z nią roboty... delikatnie ujmując. A jak w dodatku ma się pod nosem sklep, w którym taką kaczuchą można nabyć, to tym bardziej lenistwo jest usprawiedliwione ;)
    Miło mi, że Ci się u mnie podoba :)

    GOSIU,
    bo tego nie da się nie lubić ;)
    Również serdecznie pozdrawiam!

    AGA,
    :D

    MAGDA,
    hmmm... jak można 2-3 razy w miesiącu wpaść do 13tki, to podróż do Chin może poczekać jeszcze bardzo, bardzo długo :D. Jak kiedyś będziesz miała ochotę na naleśniki własnej roboty, to polecam. Roboty z nimi niewiele, a rezultat naprawdę wart jest tych kilku minut wałkowania i smażenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zawsze, gdy myślałam o Chinach, wiedziałam że w zasadzie interesują mnie: Wielki Mur, Jangcy i kuchnia chińska. Na liście miejsc do zobaczenia Chiny plasowały się nisko. Traf chciał, że wybraliśmy się tam w 2007 roku. Oraz 2008 i 2009 :) Nie żałuję.
    Warto.

    Anouschko, ja pamiętam mniej "opalone" naleśniczki, ale z przepisu skorzystam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam zamiar przymierzyc sie do nich w przyszlym tygodniu, bo wtedy bede miala czas wyskoczyc do "chinskiej" dzielnicy po inne smakolyki.
    Poki co na razie zrobilam drugie podejscie do Upstrzonego, tym razem z biala maka, i z tekstury jestem bardziej zadowolona (pierwsze zrobilam pol na pol z orkiszem). Ciasto wyroslo pieknie, jak na Twoim zdjeciu. Milego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
  19. Brzmi i WYGLĄDA znakomicie:) Przepyszne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  20. cztery pięć sześć gotuję tylko w swojej kuchni :))))
    Rym to żaden ale może uda mi się wykręcić hehe
    Kolejne naleśniki to będą te właśnie :)
    Już za parę dni za dni parę... :D

    OdpowiedzUsuń
  21. podoba mi się, jak namielę mąki, a trochę ziarna mi zostało, to robię. Ech, dawno w Chinach nie byłem, te smaki...

    OdpowiedzUsuń
  22. O rety, Anoushko, takiego sklepu to tylko pozazdrościć! :) Znaczy, tego, że tak dobrze zaopatrzony. :)
    Domyślam się, że w naleśniku na zdjęciu widać rzeczoną kaczkę po pekińsku... A co zawiera tajemnicza miseczka w tle? :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Wlasnie doczytalam u Ali, ze nalesniki owe sa obledne, za duzo dobrych przepisow Zabo ;-)

    OdpowiedzUsuń