Wielokrotnie już
wspominałam, że czekoladę lubię... w małych ilościach. Nie cierpię jakoś
strasznie, gdy nie ma jej w domu. Zdecydowanie bardziej dokucza mi brak
ciasta drożdżowego. Są jednak tacy, którzy cierpią, czasami więc
ulegam naciskom i przygotowuję czekoladowe desery. Desery, nie ciasta.
Czekoladowymi ciastami zajmuje się Ptit Suisse, który w tej dziedzinie osiągnął
mistrzostwo. Polecam Wam jego mocno czekoladowy moelleux, którego kawałek nawet ja chętnie zjadam :)
Zanim podam Wam
dzisiejszy rezultat nacisków najbliższego otoczenia, jeszcze kilka słów o samej
czekoladzie. Zachęcam do czytania informacji
na opakowaniach i unikania jak ognia czekolady, w której masło
kakaowe zostało zastąpione tajemniczym tłuszczem pochodzenia roślinnego. Wspomniany tłuszcz to nic innego
jak rafinowany olej palmowy.
Prawo unijne dopuszcza nazywanie
czekoladą produktów, w których zawartość rafinowanego oleju palmowego
nie przekracza 5% masy gotowego produktu... O ile nierafinowany olej
palmowy zawiera wiele cennych dla zdrowia witamin oraz nasyconych i
nienasyconych kwasów tłuszczowych, o tyle poddany procesowi rafinacji - oczyszczenia i utwardzenia - traci zdecydowaną większość cennych składników zamieniając się w produkt o
zawierający 49% tłuszczów nasyconych!
Jak powszechnie wiadomo nasycone tłuszcze
odpowiedzialne są za wzrost otyłości, podwyższenia poziomu złego
cholesterolu we krwi, ryzyka wystąpienia chorób serca, raka jelita, raka piersi
oraz miażdżycy. Poza tym popyt na olej palmowy, który używany jest nie tylko w
przemyśle żywnościowym, ale również kosmetycznym, powoduje intensywne
karczowanie lasów deszczowych, na miejscu których zakłada się plantacje palm do
produkcji oleju palmowego.
Każdy z Was
kupując czekoladę może świadomie zdecydować czy ma ochotę na tańszy
kawałek zawierający olej palmowy, czy droższy zawierający masło
kakaowe. Dla mnie wybór jest prosty. Wolę zjeść mniej, ale lepiej.
Żyję w
kraju, który jest dumny ze swoich produktów czekoladowych. To właśnie dzięki Szwajcarom możemy
zajadać się czekoladą mleczną, która została stworzona przez Daniela Peter'a w 1876 roku. To tutaj również, dzięki technice konszowania
opracowanej przez Rudolfa Lindt'a, zaczęto dodawać czyste
masło kakaowe do masy czekoladowej
i osiągnięto jedwabistą konsystencję czekolady
delikatnie rozpływającej się w ustach. Możecie sobie więc
wyobraził moje przerażenie i rozczarowanie po lekturze składników
czekolad sprzedawanych w niektórych sklepach...
Mus z czarnej
czekolady:
150 g czarnej,
gorzkiej czekolady
5 jajek
3 łyżki cukru
Mus z białej
czekolady:
200 g białej
czekolady bez dodatków
300 ml śmietanki
o 35% zawartości tłuszczu
ziarenka z jednej laski wanilii
ziarenka z jednej laski wanilii
Morele w
Cointreau:
200g suszonych moreli
4 łyżki cukru
3 ziarenka
czerwonego pieprzu
150 ml likieru Cointreau
150 ml wody
Rodzynki w
koniaku:
100 g
rodzynek
150 ml wody
150 ml koniaku
Przygotowanie:
Rodzynki umieścić
w niewielkim garnuszku. Zalać wodą i zagotować. Gotować przez 1-2 minuty do
momentu, aż woda prawie całkowicie wyparuje.
Zdjąć garnuszek z
ognia, zalać koniakiem i podpalić uważając, aby się nie poparzyć paluchów.
Potrząsać płonącym garnuszkiem do moment, aż płomień zgaśnie. Przełożyć do
szklanej miseczki, dokładnie przykryć i zostawić do ostygnięcia. Dokładnie
odsączyć z koniaku. Koniak schować do lodówki.
Morele zalać
wodą, dodać cukier oraz czerwony pieprz. Zagotować. Zmniejszyć ogień i gotować
do momentu, aż owoce zaczną się rozpadać. Dodać likier i gotować jeszcze przez
kolejne 10 minut. Zmiksować i odstawić do ostygnięcia.
Czekoladą
podzieli na niewielkie kawałki i w kąpieli wodnej. Odstawić na chwilę, żeby
przestygła. Żółtka oddzielić od białek i utrzeć z cukrem do otrzymania
puszystego, białego kremu. Dodać przestudzoną czekoladę i odsączone rodzynki.
Dokładnie wymieszać.
Białka ubić ze
szczyptą soli na bardzo sztywną pianę. Dodać do masy czekoladowej i bardzo
delikatnie wymieszać.
Napełnić do
połowy pucharki. Na czekoladowy mus wylać cienką warstwę zmiksowanych moreli.
Wstawić do lodówki.
Białą czekoladą
połamać na kawałki i rozpuścić w kąpieli wodnej. Dodać ziarenka wanilii i wymieszać. Odstawić do przestygnięcia.
Śmietankę ubić. Dodawać po dwie łyżki śmietanki do rozpuszczonej, przestudzonej czekolady
i delikatnie mieszać. Przełoży do pucharków i wstawić do lodówki na minimum 12
godzin.
Przed podaniem
udekorować wiórkami białej i czarnej lub mlecznej czekolady oraz skropić pozostałym po
rodzynkach koniakiem.
*przepisy na obydwa musy, do których
wprowadziłam niewielkie zmiany, znalazłam w książce Trish Deseine „Je veux du
chocolat!”, Wyd. Marabout, 2002
Smacznego!
RECETTE EN FRANçAIS: Mousse aux deux chocolats et aux fruits ivres
Rozpływam się :) a kawałeczek Andaluzji zjadłabym chętnie...
OdpowiedzUsuńOK powiem Philippe'owi:)
UsuńJejku, ależ pięknie wygląda! I te składniki -rewelacja, zwłaszcza pijane owoce w tak dobrym alkoholu ;).
OdpowiedzUsuńCałość rozpływająca się w ustach zapewne.
Pozdrawiam i zyczę szczęśliwego Nowego Roku:)
Dziękuję Majano!
UsuńTobie oraz Twoim bliskim również życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku :*
Bajeczny deser! Czysta rozpusta! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZdecydowanie :)
UsuńA chrzanić tę dietę - poproszę od razu dwa pucharki ;D Boskie! Czy tylko mi się wydaje, czy widzę w białej czekoladzie drobinki wanilii?
OdpowiedzUsuńO mordę jeża... masz rację! Zapomniałam o wanilii :( Już dopisuję.
UsuńBTW ale masz sokoli wzrok ;)
PS Dwóch nie zjesz. Nawet Philippe nie dał rady ;)
suuuper:)
OdpowiedzUsuńojej ,ale rozpusta i to taka z najwyższej półeczki
OdpowiedzUsuńŻaba, dobrego roku życzę i ślę buziole*
Aluś, nawzajem!
UsuńZdrowia i uśmiechu :*
Nie dosyć, że męczysz takim deserem, to jeszcze przypominasz o absolutnie idealnym cieście czekoladowym PS. W życiu nie jadłam takiego dobrego - ani wcześniej ani potem. To pewnie podają do jedzenia w raju.
OdpowiedzUsuńA wiesz, nie pomyślałam. Może faktycznie można sią tam załapać na takie czekoladowe ciasto ;)
Usuńnice info
OdpowiedzUsuń