środa, 15 lipca 2009

Zuppa di cozze

Jeszcze kilka lat temu nawet nie spojrzałam w stronę owoców morza. Dziś nie tylko je jadam, zdarza mi się także je przygotowywać :) Musze jednak przyznać, że zdecydowanie wolę, jak ktoś miły je dla mnie przyrządzi. Z tym ostatnim nie ma problemu, bo P’tit Suisse jest wielkim miłośnikiem wszystkiego, co żyje w wodzie. I tak, gdy tylko najdzie mnie ochota na morskie żyjątka, wystarczy szepnąć słówko ;)
Rok temu, w czasie naszych deszczowych wakacji na Sycylii, zatrzymaliśmy się w niewielkim, nadmorskim miasteczku mając nadzieję, że uda nam się zjeść świeżą rybę. O owocach morza nawet nie śmieliśmy marzyć... Tym, którzy na Sycylię jeszcze nie dotarli, może wydać się dziwne, to co piszę. Niestety owoce morza oraz świeże ryby są produktem trudno dostępnym, żeby nie powiedzieć luksusowym. Zwłaszcza, gdy na Sycylię wybierzemy się poza sezonem. Wystarczy oddalić się kilka kilometrów od wybrzeża, żeby znikły one całkowicie z karty dań. Nie jest to, co prawda, jakimś strasznym problemem. Ciężko jest jednak pogodzić się z faktem, że mieszkając przez kilka dni w uroczej agroturystyce Masseria sul Mare, w odległości 1 kilometra od morza, w karcie po rybach nie było najmniejszego śladu. Nuntio, młody i niezwykle zdolny szef kuchni wytłumaczył nam, że ryb nie ma, bo jest daleko do morza :) Poczym przez kolejne 5 dni karmił nas wspaniałymi makaronami, mięsami, sosami i warzywami.
Wrócimy jednak do tej niewielkiej, samotnej knajpki, do której przypadkiem trafiliśmy. Pora obiadowa właśnie się zaczynała, wkoło nie było żywego ducha. P’tit Suisse z ZiaCri poszli zapytać czy dostaniemy coś do jedzenia. Ja zostałam w samochodzie, przekonana, że nie dostaniemy tutaj ryb ani owoców morza, a nasze marzenia o obiedzie rozbiją się o wywieszoną na drzwiach karteczkę z złowrogim napisem: chiuso... Gdy jednak zobaczyłam mojego męża z promiennym uśmiechem na twarzy, zrozumiałam, że się myliłam.
W tej niepozornej knajpce z trzema stolikami, podano nam najlepsze owoce morza oraz ryby jakie kiedykolwiek miałam okazję jeść. A już tytułowa zuppa di cozze, czyli mule w pomidorowym sosie były majstersztykiem sztuki kulinarnej!

W ostatni weekend P’tit Suisse zajął miejsce przy kuchni i sprawił, że na chwilę przenieśliśmy się do małej, sycylijskiej knajpki na pustej plaży. Jego mule były wyśmienite!


Zuppa di cozze – porcja dla 2 osób:
1 kg muli Bouchot*
3-4 łyżki oliwy

Sos pomidorowy:
500 g dojrzałych pomidorów (można zastąpić pomidorami w puszcze)
3 ząbki czosnku
1 dymka
2 łyżki oliwy
1 łyżka koncentratu pomidorowego**
½ pęczka zielonej pietruszki
sól
pieprz
cukier

Przygotowanie:
Pomidory umyśl i pokroić w kostkę. W garnku z grubym dnem podgrzać oliwę, dodać poszatkowaną dymkę i czosnek. Smażyć 1-2 minuty. Dodać pomidory, koncentrat. Wymieszać. Gdy sos zagotuje się, zmniejszyć ogień i gotować bez przykrycia do momentu, aż zgęstnieje (około półtorej godziny).
Zieloną pietruszkę umyć, osuszyć i poszatkować. Doprawić sos do smaku solą, pieprzem i cukrem. Na końcu dodać zieloną pietruszkę i wymieszać. Odstawić na bok.
Mule przelać zimną wodą i pozostawić na sitku do obcieknięcia.
Na dużej patelni rozgrzać mocno oliwę. Wrzucić mule i przykryć przykrywką. Smażyć na bardzo silnym ogniu około 3 minut, od czasu do czasu poruszając patelnia.
Przełożyć mule na duży, głęboki półmisek, polać sosem pomidorowym i wymieszać. Podawać natychmiast z gorącą bagietką oraz kieliszkiem czerwonego wina Rosso Passo, które wspaniale smakuje ze wszystkimi daniami zawierającymi pomidory.

Smacznego!

*zachęcam Was do kupna właśnie tych małych muli o wspaniałym, delikatnych smaku

**jeżeli macie dobre, dojrzałe pomidory, dodatek koncentratu jest zbędny.
Nam został jeszcze koncentrat, wspomnienie z targu w Syrakuzach, z suszonych na słońcu pomidorów Pachino. Jego dodatek zmienia nie do poznania każde danie zawierające pomidory.
Gdyby kiedyś udało Wam się na niego trafić, to kupcie przynajmniej puszkę. Gwarantuję Wam, że po spróbowaniu i tak będziecie gorzko żałować, że nie kupiliście przynajmniej trzech ;)



RECETTE EN FRANÇAIS: Zuppa di cozze

27 komentarzy:

  1. O yes... ja też wszystko, co pływa, lubię (poza mulistymi rybami, typu karp). Małże zwłaszcza.
    A doświadczenia z takich małych knajpek daleko od domu się pamięta, prawda?
    Co do suszonych pomi, chez nous ;) w delikatesach można kupić pastę z ww., w malutkich słoiczkach, firmy Sacla. Jest przepyszna, ale używałam jej (dotychczas?) tylko na zimno.
    Pozdrowienia, także dla P'tit Suisse'a :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja nadal nie dorosłam do owoców morza, nie lubie ich, nie piszę tego nie próbując, tylko po spróbowaniu (kilkakrotnym)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś tydzień temu w podobny sposób podałam krewetki. Też były pyszne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepadam za owocami morza, muli jednak jeszcze nie jadłam, ale zdjęcia mocno zachęcają:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety z dzisiejszego posilku podkradne Ci tylko... wino ;) Ale przynajmniej wiecej zostanie dla Was :)

    PS. O wisniach na targu wiem, ale ja aktualnie nadal nie wychodze kochana, a juz tym bardziej na targ do Lozanny ;)

    Na maila odpisze najpozniej jutro...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Och to mi wyglada na obiad na swiezym powietrzu! Czy to bylo wtedy kiedy? :) To ze polubilam jadac takie 'dzwactwa' to najwiekszy plus przeprowadzki do UK :))) Chociaz moze pierwsze spotkanie z nimi skonczylo sie... nie wypada pisac jak :)))
    Super te sztucce macie, czy to te same ktore na zdjeciach ma Karolcia?
    Iiii w ogole to duza BUZIA :*

    OdpowiedzUsuń
  7. PTASIU,
    Oj pamięta się i to długo!
    Nie znam tej pasty z pomidorów. Cudo, które zakupiliśmy na targu w Syrakuzach, to koncentrat pomidorowy. Taki prawie zwykły;) Prawie, bo ten został robiony z najlepszych pomidorów na świecie ;)

    Ptit Suisse dziękuje za pozdrowienia i kłania się w pas :)

    AGA,
    No cóż może to zupełnie nie są Twoje smaki. A może po prostu Twój czas jeszcze nie nadszedł :)
    Wiem, bo próbowałam, że nigdy wiece nie wezmę do ust ostryg... Brrrr, coś obrzydliwego!

    AGATA,
    Nie wątpię :) Też krewetki tak jadamy i baaardzo lubimy!

    PAT,
    Spróbuj koniecznie. Tylko po żadnym pozorem nie kupuj dużych, hiszpańskich muli. Znajdziesz nalewno malutkie mule Bouchot. Jak je zjesz, to innych już nie będziesz chciała :)

    BEA,
    Oj... rozumiem, że cały czas w domu jesteś. Jak byś czego potrzebowała, to daj znać.

    W takim razie zapraszam na kieliszek wina i bagietkę ;)

    POLKA,
    Taaa na świeżym... okna były otwarte ;D
    Nie, Poleczko, nie wtedy. To był obiad tête à tête :)

    Gdy pierwszy raz ZiaCri zaprosiła nas do siebie, przygotowała żupę z takimi maciupkimi ośmiorniczkami (moscardini). Nie dość, że pierwszy raz takie coś na oczy widziałam, to jeszcze musiał to zjeść, bo nie wypadało fochów urządzać. A one, takie biedne, z talerza na mnie smutno patrzyły :( Jadłam i popijałam winem, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia i nie tylko... Po za tym nic więcej z tego wieczoru nie pamiętam. Wino było mocne :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ten pusty talerz z kawalkiem chleba przemawia bardzo do wyobrazni, zwlaszcza osoby kochajacej pomidory i mule

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja chyba potrzebuję więcej czasu na przekonanie się do pewnych "dziwactw";) typu owoce morze, jak na razie ten czas jeszcze nie nadszedł i też, podobnie jak Bea, poczęstowałabym się jedynie winem...:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ty bardzo uprzejmy gosc jestes :))
    Zapraszam do zwierzen szczegoly u mnie http://table-table.blogspot.com/2009/07/bang-bang-i-hit-ground-bang-bang.html
    :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Poproszę adres i dokładny plan dojazdu. :) Do was, nie do kanajpki na Sycylię. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. MAJU,
    wiedziałam, że Ci się spodoba :)

    EWENO,
    w takim razie zapraszam na wino :)

    POLKA,
    no comment
    ;)

    MALGOSIU,
    kiedy mam Was oczekiwać?
    :)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja nie zamulam jeszcze, widocznie moje kubki smakowe nie dorosły do takich rzeczy...:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Baardzo lubię owoce morza, ale niestety ich nie jadam za często, bo moja rodzina nie chce, nie lubi, wybrzydza :( Żałuję, że wciaz w polsce zdobycie świeżych małży, czy krewetek to luksus! Pozostają mrożone... Chyba wybiorę się dziś do supermarketu i kupię coś morsko-owocowego na letni obiad lub kolację. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Też tak myślę i nie skreślam owoców morza ostatecznie. Pewni będzie tak jak z oliwkami, przyjdzie dzień kiedy je kupię i powiem, jakie to pyszne! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj Anoushko. Bardzo lubię proste i szybkie dania z małży. Suszone pomidory przygotowuje każdej jesieni mój mąż. Mamy w ten sposób zapas na cały bezpomidorowy sezon. Pozdrawiam i zapraszam do siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  17. oj,tak,tak.....jest to proste i przepyszne danko,choc tez nie czesto je jadam :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Przypomniałaś mi, że dawno nie jadłam :)
    Piękne.

    OdpowiedzUsuń
  19. Hmmm.... moje neapolitanskie serce na chwile stanelo. Moje pytanie: Jesli cozze zostaly otworzone osobno ,co sie stalo z woda ,ktora w nich sie znajdowala? Powedrowala do rynsztoka czyli caly smak z tych owocow morza poszedl sobie do kanalu? Czyli cozze pozbawione smaku polane zostaly pomidorowym sosem ? A nie lepszym rozwiazaniem jest wyjac cozze z wody jaka puscily ,odparowac te ,wrzucic tam pomodory i poddusic? Na pewno sie myle ale te tradycyjne metody poludniowe sa do kitu!Dziwi mnie tez wybor wina. Ale tu tez pewnie to tylko rola gustu i smaku , bo przeciez najlepsze sa ostrygi z nero d'avola a ragu z prosecco.

    OdpowiedzUsuń
  20. Witaj ANONIMIE,
    serce zamarło ze zgrozy czy z radości? ;)

    Dobrych muli NIC nie możne pozbawić smaku ;) Część soku, który puściły mule w czasie gotowania zostaje przełożona do naczynia i wymieszana z sosem. Oczywiście, można też zrobić w proponowany przez Ciebie sposób pamiętając jednocześnie, że sos będzie wtedy bardzo rozrzedzony. Szkoda sosu ;)
    Jeżeli chodzi o wino, to w Avola nie ma wielu winnic (szczep nero d’Avola uprawiany jest głównie w okolicach Syrakuzy, Noto i Pacchino). Kiedyś było ich dużo, ale w 1880 roku wieku zniszczył je szkodnik – filoksera winiec. Tereny, na których uprawiane były winnice zostały zamienione w gaje migdałowe i tym sposobem mieszkańcy tego regionu stali się jednym z największy producentów migdałów - Pizzuta d'Avola.
    Sycylijczycy z regionu Avola starają się odbudować winnice, ale chyba kiepsko im to idzie. Dlatego tak słynne Nero d’Avola jest robione z win nierzadko pochodzących z kontynentu, szczególnie z regionu Puglia. Nero d’Avola posiada certyfikat IGT Sicilia (Indicazione geografica tipica) Problem w tym, że 15 % wina wchodzącego w sklad Nero d’Avola może mieć niewiadome pochodzenie i wcale nie musi to zostać sprecyzowane na etykietce… Dlatego picie Nero d’Avola, to trochę jak gra w ruską ruletkę. Można trafić dobrze, ale i można sią pochorować ;) Z tych powodów Nero d’Avola obchodzę szerokim łukiem, bo a) nie lubię jak się mnie robi w balona; b) głowa mnie po nim boli ;)
    Należy mieć nadzieję, że Alfredowi Quignones, jednemu z zapaleńców uda się doprowadzisz do tego, że Neto d’Avola otrzyma AOC...
    Z kolei Roso Passo, jest jednym z niewielu win, które dobrze znoszą pomidorowe towarzystwo. Prosecco jest pyszne w regionach, które je produkują, bo nie lubi podróżować :)
    Masz racje, wszystko to kwestia smaku i gustu :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Pomidorowe towarzystwo znosza doskonale wszystkie czerwone wina.Zalezy tylko co sie w tych pomidorach gotuje.
    Czerwone wina nie za dobrze znosza za to towarzystwo owocow morza.

    OdpowiedzUsuń
  22. A sos trzeba tylko dobrze odparowac:-)Oczywiscie cozze trzeba wczesniej wyjac i dodac ponownie na chwile przed podaniem.

    OdpowiedzUsuń
  23. ANONIMIE,
    wygląda na to, że mamy a) inne informacje na temat winy, sosów pomidorowych oraz owoców morza; b) inne upodobania. I niech już tak pozostanie.

    Życzę miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Anoushka czasami wystarczy przeczytac etykietke na winie. Tam czesto jest wskazane z czym najlepiej dane wino....
    A male sprostowanie do Nero d'avola . Jest to jedno z najslynniejszych czerwonych win sycylijskich i jest to wino IGT i DOC i DOCG.Najlepsze pochodza z miejscowosci Noto e Pachino i to nim wlasnie podnosi sie jakosc niektorych Merlot,Cabernet Sauvignon i Syrah :-)
    Ja rowniez zycze milego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  25. ANONIMIE,
    Bardzo mnie zainteresowało to, co piszesz. Czy mógłbyś/mogłabyś podać linką do Nero d’Avola z apelacją DOC i DOCG. Będę zobowiązana :)

    O IGT pisałam w odpowiedzi na pierwszy Twój komentarz :) Dotyczy to również wspomnianego przez Ciebie Nero d’Avola z Noto, które może zawierać 15% wina niewiadomego pochodzenia. Jak już pisałam powyżej, można trafić dobrze i źle...

    Co do sztywnych zasad podawania wina białego i czerwonego do konkretnych potraw, to też kwestia gustu i upodobań. Jak wiesz ciężko jest na ten temat dyskutować ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. http://vinoalvino.org/blog/2010/02/eloro-nero-d%E2%80%99avola-don-pasquale-2007-marabino.html

    Prosze bardzo .To tylko przyklad. Mam szukac dalej?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  27. http://www.marabino.it/rosanera_tecnica.htm
    sprawdz zreszta sama na ich stronie

    OdpowiedzUsuń