Post ten powinien był się pojawić już jakiś czas temu. Niestety, od naszego powrotu z wakacji, czas przelewał mi się przez palce i zawsze było do zrobienia coś ważniejszego, nie cierpiącego zwłoki. Teraz nastał wrzesień i po wakacjach pozostało już tylko miłe wspomnienie i setki zdjęć, przez które udało mi się w końcu przekopać...
Zapraszam zatem do wspólnej podróży po Sycylii. Od razu jednak prostuję, że my słonecznej Sycylii nie poznaliśmy. Pogoda postanowiła spłatać nam tęgiego figla i padało oraz chmurzyło się przez 8 dni z naszego 10 dniowego pobytu na wyspie. Ale i tak było pięknie!
Początkowo bardzo żałowałam takiego obrotu sprawy. Mój organizm, wystawiony na długotrwały stres związany z remontem naszej ruiny, zachłannie domagał się choć jednego dnia (dłużej w miejscu bym nie usiedziała ;-)) na plaży. Prawie się udało. Na plaży spędziliśmy jedno popołudnie. Potem na myśl o tym, że P'tit Suisse by mi nie darował i nawet przy 40 stopniowy upale zmuszał do podziwiania starych kamieni (taki to już los żony archeologa) z niepokojem spoglądałam na zachmurzone niebo mając nadzieję, że się NIE przejaśni.
Pierwszym etapem naszej sycylijskiej podróży były Syrakuzy. Dwa dni, to zdecydowanie za mało, aby zwiedzić miasto, które powstało na miejscu osady założonej, w 734 p.n.e., przez Dorów na wysepce Ortygia. Oczywiście jak to było do przewidzenia, praktycznie jeden dzień spędziliśmy w antycznej części miasta podziwiając przepięknie zachowany amfiteatr oraz katakumby San Giovanni powstałe w IV wieku, kiedy to na pochówki zaczęto wykorzystywać pozostałości greckiego akweduktu. Muzeum archeologiczne pomimo przestarzałego sposobu prezentowania zbiorów, przytłoczyło nas swoim bogactwem. Niestety na spacer po wąskich uliczkach, kościołach i targu Ortygii zostało nam już zdecydowanie za mało czasu.
Zapraszam zatem do wspólnej podróży po Sycylii. Od razu jednak prostuję, że my słonecznej Sycylii nie poznaliśmy. Pogoda postanowiła spłatać nam tęgiego figla i padało oraz chmurzyło się przez 8 dni z naszego 10 dniowego pobytu na wyspie. Ale i tak było pięknie!
Początkowo bardzo żałowałam takiego obrotu sprawy. Mój organizm, wystawiony na długotrwały stres związany z remontem naszej ruiny, zachłannie domagał się choć jednego dnia (dłużej w miejscu bym nie usiedziała ;-)) na plaży. Prawie się udało. Na plaży spędziliśmy jedno popołudnie. Potem na myśl o tym, że P'tit Suisse by mi nie darował i nawet przy 40 stopniowy upale zmuszał do podziwiania starych kamieni (taki to już los żony archeologa) z niepokojem spoglądałam na zachmurzone niebo mając nadzieję, że się NIE przejaśni.
Pierwszym etapem naszej sycylijskiej podróży były Syrakuzy. Dwa dni, to zdecydowanie za mało, aby zwiedzić miasto, które powstało na miejscu osady założonej, w 734 p.n.e., przez Dorów na wysepce Ortygia. Oczywiście jak to było do przewidzenia, praktycznie jeden dzień spędziliśmy w antycznej części miasta podziwiając przepięknie zachowany amfiteatr oraz katakumby San Giovanni powstałe w IV wieku, kiedy to na pochówki zaczęto wykorzystywać pozostałości greckiego akweduktu. Muzeum archeologiczne pomimo przestarzałego sposobu prezentowania zbiorów, przytłoczyło nas swoim bogactwem. Niestety na spacer po wąskich uliczkach, kościołach i targu Ortygii zostało nam już zdecydowanie za mało czasu.
Majestatycznej fasada barokowej Katedry Świętej Łucji, patronki Syrakuz, niezdarnie ukrywa świątynię Ateny powstałą XXVI wieków temu. Zapewne całe sklepienie katedry runęłoby w gruzach bez podtrzymujących go doryckich kolumn pierwotnej świątyni :-)
Oczywiście gdyby tylko starczyło nam czasu, targu w Ortygii nie opuściłabym przed upływem kilku godzin. Niesamowite warzywa, owoce morza, ryby, sery, malutkie, suszone na słońcu pomidory, ziarna dziko rosnącego kopru włoskiego... Prawdziwa jaskinia Ali Baby! Nie wiedziałam gdzie patrzeć, co kupić, czego próbować. Koniec końców do domu wróciło z nami 2kg koncentratu pomidorowego przygotowanego z pomidorów suszonych na słońcu oraz dwie ogromne puszki solonych anchois, bez których Ptit Suisse'owi ciężko jest w ogóle żyć :-)
W drodze do prehistorycznej Nekropolii Pantalica, która liczy sobie około 5000 grobów wykutych w skałach, natknęliśmy się przypadkiem na miasteczko Ferla.
Pomimo tego, że Ferla, jak większość sycylijskich miasteczek, jest mocno zaniedbana, można tam podziwiać przepiękne fasady domów oraz wspaniałe kościoły, których naliczyliśmy aż osiem.
Ogromne wrażenie robi także barokowe Noto, dzieło między innymi architekta Rosario Gagliardi. Noto zostało całkowicie odbudowane po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, w czasie którego zniszczeniu uległa duża część południowo-wschodniej Sycylii. Muszę się Wam przyznać, że o ile barok mnie przytłacza i pozostaję nieczuła na jego piękno, o tyle jego sycylijska, można by nawet powiedzieć ascetyczna odmiana nie pozbawiona jednak charakterystycznych krzywizn i ornamentów, wywarła ma mnie ogromne wrażenie.
Marzamemi, niewielki, uroczy port położony w pobliżu Pachino. Powiedziano nam, że Marzamemi w okresie wakacyjnym zalane jest tłumem turystów. My, dzięki złej pogodzie oraz wczesnym wakacjom, mogliśmy je podziwiać samotnie. A podziwiać było co :-) W Marzamemi spróbowałam moją pierwszą brioche con gelato. Smaczne, choć nic specjalnego. Ot, nasza drożdżowa bułka z gałką ulubionych lodów ;-) Przekonana jednak jestem, że domowa wersja tego deseru-kanapki może być bardzo interesująca.
Dolina Świątyń u podnóża Agrigente, zapierający dech w piersiach widok! Niektóre świątynie można podziwiać prawie w całości. Świątynia Zgody przetrwa zawieruchę dziejową dzięki przekształceniu jej, w 579 roku, w bazylikę . Na nas największe jednak wrażenie wywarły ruin świątyni Zeusa. Była to największa świątynia helleńskiego świata (113m na 56m ), której sklepienie podtrzymywane było przez posągi atlantów mierzących, bagatela, 8m wysokości.
Przy okazji pobytu w Dolinie Świątyń warto jest zajrzeć do muzeum archeologicznego. Znowu bogactwo zbiorów jest wprost niewyobrażalne, co łatwo sobie uświadomić spoglądając na numer katalogowy wystawionych obiektów.
c.d.n.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Anoushko, jak tam pieknie! Cudne zdjecia!
OdpowiedzUsuńJako że plany urlopowe na najbliższe pół roku mamy sympatyczne, patrzę tylko z podziwem, a nie z zazdrością ;o) Piękne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńInteresująca relacja, piękne zdjęcia...ja zazdroszczę podróży i wrażeń...:))
OdpowiedzUsuńPiekne!
OdpowiedzUsuńSliczny blog...
Anushko - świetna relacja! Sycylia też jest na mojej liście miejsc do obowiązkowego odwiedzenia. Może w przyszym roku się uda? Ja się bardzo cieszę, że tak dużo tam tych starych kamieni, bo ja też jestem z tych co żadnemu staremu kamieniowi nie przepuści ;)
OdpowiedzUsuńSycylia, to przepiękna wyspa. Bardzo różnorodna. Niestety poza sezonem większość miejsc jest niedostępna, muzea są zamknięte, nie można dostać się do wielu greckich świątyń... Natomiast w sezonie jest tak wielu turystów, że przechodzi ochota na zwiedzanie czegokolwiek... Niemniej jednak warto tam się udać nawet jeśli pada i otoczeni jesteśmy tłumem podobnych nam turystów ;)
OdpowiedzUsuńKOMARKO, skoro kochasz "stare kamienie" to Twoja miłość zostanie w pełni zaspokojona :)
PINOS, weź mnie nie denerwuj, co ;-)
Cieszę się, że Wam się dobrze czyta :-)
Cudne zdjęcia, Anoushko! A mnie tam jeszcze nie było, hm...
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)