Kocham włoską kuchnię za prostotę i spontaniczność. Za warzywa i suszone szynki. Za makarony i risotto. Za owoce morza. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś napiszę to ostanie...
11 lat temu ZiaCri zaprosiła nas po raz pierwszy na kolację. Było milo, uroczyście i strasznie... Na stół wjechała zupa ze świeżymi pomidorami, kromką natartego czosnkiem, przypieczonego chleba i... zgrają obcych unoszących się na powierzchni. Myślałam, że z wrażenia zemdleję. Obcy okazali się być malutkimi ośmiorniczkami - moscardini.
Wiecie jak to bywa na proszonych kolacjach. Nie wypada odmówić, a już strojenie fochów w ogóle nie wchodzi w rachubę. Dzielnie zjadłam przygotowaną zupę popijając każdą ośmiorniczką solidnym łykiem czerwonego wina. Z drogi powrotnej do domu nie pamiętam kompletnie nic... ;)
Takich kolacji i improwizowanych obiadów, z czasem zdecydowanie mniej przerażających, a coraz bardziej przyjacielskich i rodzinnych było przez te wszystkie lata bardzo, bardzo wiele. Były wspólne podróże w poszukiwaniu smaków. Wspólni przyjaciele. Dyskusje. Były kłótnie i spory. Śmiech i łzy. Wspólnie spędzane Święta. Była pomoc o każdej porze dnia i nocy. To od ZiiCri dostaliśmy Looko, naszego labradora. Było tak, jak wśród przyjaciół bywa :)
Jeszcze kilka miesięcy temu, w czasie wakacji na wyspie Wolin, wspominaliśmy z ZiąCri naszą pierwszą, wspólną kolację i moją przerażoną minę nad talerzem zupy. Dziś ZiiCri już nie ma. Przegrała walkę z chorobą. Cały czas nie możemy w to uwierzyć. Przepraszam, miało być wesoło, a nagle zrobiło się smutno...
Tak naprawdę to chciałam tylko napisać, że bez ZiiCri nigdy nie poznałabym tej prawdziwej, włoskiej kuchni, a już na pewno nie pokochałbym owoców morza...
Spaghetti con le vongole – porcja dla 4 osób:
1 kg muszelek vongole*
400 bavette lub spaghetti
3 ząbki czosnku
1 papryczka
½ pęczka zielonej pietruszki
oliwa o zdecydowanym, ostrym smaku
sól
Przygotowanie:
Umyć, osuszyć i posiekać zieloną pietruszkę. Poszatkować czosnek. Przekroić na pół oczyścić z ziarenek papryczkę.
Małże oczyścić i namoczyć przez przynajmniej 30 minut w zimnej wodzie. Przebrać dokładnie i wyrzucić wszystkie uszkodzone lub otwarte muszelki.
Spaghetti ugotować al dente.
W tym czasie rozgrzać oliwę na patelni (świetnie sprawdza się wok). Dodać czosnek i papryczkę. Gdy czosnek zacznie delikatnie się rumienić, dodać vongole. Gotować pod przykrycie na bardzo silnym ogniu przez 5-6 minut od czasu do czasu potrząsając patelnią. Zmniejszyć gaz. Dodać makaron oraz pietruszkę, skropić oliwą. Dokładnie wymieszać na patelni. Jeśli trzeba, delikatnie posolić. Podawać natychmiast.
Jeżeli jakieś muszelki nie otworzyły się w czasie gotowania, nie należy ryzykować i po prostu je wyrzucić. Lepiej mniej zjeść, niż znaleźć się w szpitalu ;)
Smacznego!
*Czy ktoś z Was wie jak nazywają się te muszelki po polsku?
RECETTE EN FRANÇAIS: Spaghetti con le vongole
11 lat temu ZiaCri zaprosiła nas po raz pierwszy na kolację. Było milo, uroczyście i strasznie... Na stół wjechała zupa ze świeżymi pomidorami, kromką natartego czosnkiem, przypieczonego chleba i... zgrają obcych unoszących się na powierzchni. Myślałam, że z wrażenia zemdleję. Obcy okazali się być malutkimi ośmiorniczkami - moscardini.
Wiecie jak to bywa na proszonych kolacjach. Nie wypada odmówić, a już strojenie fochów w ogóle nie wchodzi w rachubę. Dzielnie zjadłam przygotowaną zupę popijając każdą ośmiorniczką solidnym łykiem czerwonego wina. Z drogi powrotnej do domu nie pamiętam kompletnie nic... ;)
Takich kolacji i improwizowanych obiadów, z czasem zdecydowanie mniej przerażających, a coraz bardziej przyjacielskich i rodzinnych było przez te wszystkie lata bardzo, bardzo wiele. Były wspólne podróże w poszukiwaniu smaków. Wspólni przyjaciele. Dyskusje. Były kłótnie i spory. Śmiech i łzy. Wspólnie spędzane Święta. Była pomoc o każdej porze dnia i nocy. To od ZiiCri dostaliśmy Looko, naszego labradora. Było tak, jak wśród przyjaciół bywa :)
Jeszcze kilka miesięcy temu, w czasie wakacji na wyspie Wolin, wspominaliśmy z ZiąCri naszą pierwszą, wspólną kolację i moją przerażoną minę nad talerzem zupy. Dziś ZiiCri już nie ma. Przegrała walkę z chorobą. Cały czas nie możemy w to uwierzyć. Przepraszam, miało być wesoło, a nagle zrobiło się smutno...
Tak naprawdę to chciałam tylko napisać, że bez ZiiCri nigdy nie poznałabym tej prawdziwej, włoskiej kuchni, a już na pewno nie pokochałbym owoców morza...
Spaghetti con le vongole – porcja dla 4 osób:
1 kg muszelek vongole*
400 bavette lub spaghetti
3 ząbki czosnku
1 papryczka
½ pęczka zielonej pietruszki
oliwa o zdecydowanym, ostrym smaku
sól
Przygotowanie:
Umyć, osuszyć i posiekać zieloną pietruszkę. Poszatkować czosnek. Przekroić na pół oczyścić z ziarenek papryczkę.
Małże oczyścić i namoczyć przez przynajmniej 30 minut w zimnej wodzie. Przebrać dokładnie i wyrzucić wszystkie uszkodzone lub otwarte muszelki.
Spaghetti ugotować al dente.
W tym czasie rozgrzać oliwę na patelni (świetnie sprawdza się wok). Dodać czosnek i papryczkę. Gdy czosnek zacznie delikatnie się rumienić, dodać vongole. Gotować pod przykrycie na bardzo silnym ogniu przez 5-6 minut od czasu do czasu potrząsając patelnią. Zmniejszyć gaz. Dodać makaron oraz pietruszkę, skropić oliwą. Dokładnie wymieszać na patelni. Jeśli trzeba, delikatnie posolić. Podawać natychmiast.
Jeżeli jakieś muszelki nie otworzyły się w czasie gotowania, nie należy ryzykować i po prostu je wyrzucić. Lepiej mniej zjeść, niż znaleźć się w szpitalu ;)
Smacznego!
*Czy ktoś z Was wie jak nazywają się te muszelki po polsku?
RECETTE EN FRANÇAIS: Spaghetti con le vongole
Przedwczoraj rano wyszedłem na spacer z psem. Przed blok, nie dalej. Idzie staruszka w rogowych okularach z grubymi szkłami. Niesie reklamówkę. Trzy kroki i przystaje. Trzy kroki i odpoczywa. Podbiegam i pytam czy pomóc. Nie odmawia.
OdpowiedzUsuńMówi: -skąd się tacy ludzie biorą. Bo wie pan, ja za 2 lata skończę 90 lat. Mąż mi odszedł, syn też, sama jestem jak kołek. Taki los.
I niosłem kawałek to mięso i drobne zakupy ważące jakieś 2,5kg, prowadząc babcię pod rękę.
Jak mówi moja mama, nikt nie wie kto pierwszy oczy zamknie.
Cieszmy się więc tym co mamy i korzystajmy z tych proszonych, czasem niewygodnych kolacji. Zapraszajmy gości do siebie. Smakujmy i dajmy sobie poszaleć, żeby wspominać potem te ośmiornice popijane winem:)
Wszystkiego dobrego Anoushka! Miło mi u Ciebie gościć. A smaki to my mamy podobne.
ps. ja też używam nazwy vongole. Słownik podpowiada, że vongola to "małż jadalny", o
OdpowiedzUsuńPrzykro mi Anoushko :(
OdpowiedzUsuńPrzesylam moc pozytywnych fluidow i cieplych mysli...
:*
Anoushko...przytulam mocno, tak bardzo , bardzo mocno :****
OdpowiedzUsuńAnoushko, czytałam z uśmiechem Twoje wspomnienia, aż doszłam do ostatniego zdania i ścisnęło mi się serce. Ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńSłodko-gorzki wpis. Dobrze, ze pozostaly Ci takie wspomnienia... I ze teraz jesz muszelki wspominając ciepło osobę, która wprowadziła Cię w ich smaki.
OdpowiedzUsuńpiekne wspomnienie wspanialej osoby; Ty z kazda porcja owocow morza bedziesz wspominac Cri, co jest najwspanialszym sposobem na pamietanie waznych osob. Prywatnie moge tylko nadzieje, ze gdy przyjdzie moja kolej na odejscie, ktos o mnie napisze kulinarne wspomnienie.
OdpowiedzUsuńNieuleczalna choroba bliskiej osoby jest jak bomba zegarowa z niewiadomym czasem wybuchu: starasz się łapać każdą chwilę, rozmowę, gest. Cieszyć się z nadzieją, że to jednak będzie trwało.
OdpowiedzUsuńPięknie wspominasz i życzę Ci żeby te wspomnienia dały Ci siłę.
Uściski ślę!
Żabo, serce mi się ścisnęło jak to przeczytałam, ale jednocześnie poczułam że masz swoją przyjaciółkę ze sobą na zawsze - w pamięci, w smakach, we wspomnieniach wychodzących nawet z talerza, a nawet z muszelek ... mówi się, że czas leczy rany - nie wiem czy leczy, ale z czasem patrzymy inaczej. Ściskam Cię cieplutko Kochana :*
OdpowiedzUsuńAnoushko trzymaj się, masz cudowne wspomnienia, a to jest skarb, duży skarb... ale Ty to wiesz
OdpowiedzUsuńAnoushko, szkoda, że tak smutno zakończył się Twój wpis... :( Po szerokim uśmiechu, gdy czytałam o obcych i Twoim powrocie do domu - nagle uśmiech zgasł. :( Teraz chyba dopiero rozumiem Twój nie aż tak dawny wpis... Domyślam się jak to boli...
OdpowiedzUsuńAnoushko, oj widze ze Ty w podobnym nastroju, ale tak czuje ze gdy myslisz o Swietach gdy kogos wokol brak, to wlasnie smutku nie da sie uniknac? Ale w tej pamieci zyja Ci nasi bliscy, choc to mozemy im "dac"...
OdpowiedzUsuńZ wielka radoscia czytam Twe ostatnie wpisy, pod wiekszosci zdan moglabym sie podpsac, ale swietnie je ujmujesz, lubie je bardzo :-)
Pozdrawiam Cie cieplo!
Siostra Ty wiesz, że mi przykro i tak właściwie to nie mam słów, żeby opisać jak bardzo :( Nie wierzę, że tak musiało być bo to bzdurne gadanie. Życie jest podłe.
OdpowiedzUsuńByłaś dla ZiiCri na pewno wspaniałą Przyjaciółką i niech te wspomnienia zostaną z Tobą jak najdłużej.
Życzymy Wam Świąt takich, na jakie pozwala Wam nastrój i wspomnienia :* Oczywiście uściskam wszystkich, a Abiego osobiście w pierwszy dzień Świąt :)
Bardzo się wzruszyłam czytając Wasze komentarze. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńNie chciałam Was zasmucić. Początkowo nawet nie miałam zamiaru o tym wszystkim pisać. Jakoś tak samo wyszło... Trudno nie wspomnieć o owocach morza nie wspominając o ZiiCri :) Czasami boję, że moje wpisy są zbyt osobiste... Z drugiej jednak strony, ja po prostu taka jestem i nie mam ochoty zmieniać się na potrzeby bloga...
Życie jest podle, jak to napisała Młoda, a jednocześnie tak piękne i pełne niespodzianek. Korzystajmy z niego. Nie odkładajmy nic na potem. Potem może być za późno.
Życzę Wam, aby każdy z Was spotkał na swojej drodze taką ZięCri :)
PS
Jeżeli chodzi o vongole, to muszą przeprowadzić poszukiwania. Jakoś średnio do mnie przemawia ten małż jadalny ;)
Moja Zabo, slowa nie sa moja mocna strona dlatego nic nie powiem tylko Cie przytule bardzo, ale tak bardzo mocno. Znasz mnie i reszte sama wiesz... :*
OdpowiedzUsuńA ze slowem vongola mam taki sam problem i bo to jest malz, ale istnieje ich tyle, ze w koncu i tak nazwy po polsku nie ma wiec pisze vongola i juz ;) (problem wynika z faktu, ze cozze na polski tlumaczone sa jako malze, a cozze to nie malze, podobno... ;)
Wprawdzie to smutny wpis, ale bardzo ładne wspomnienie o Cri:) Najważniejsze, że pamięć o Cri nie zaginie, także dzięki przepisom:)
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak wpadła do ruiny z misją ratowania psa. I z jakim spokojem (i kompetencją) wzięła wszystko w swoje ręce. I jak w całym tym zamieszaniu znalazła chwilę, by podziękować za wędzoną makrelę - taka chwila normalności pośród biegających ludzi...
OdpowiedzUsuńŻaba, jedz owoce morza, i wspominaj. Dzięki wspomnieniom nasi kochani nie umierają...
Anoushko ściskam ciepło , świątecznie, zyczę Wam pięknych świąt Bożego Narodzenia :***
OdpowiedzUsuńVongole to inaczej omułki :)
OdpowiedzUsuńSuper blog!
I znowu jestem głodna..
Pzdr